Lotnisko oszczędza na bezpieczeństwie

Lotnisko oszczędza na bezpieczeństwie

Prezes lotniska w Bydgoszczy chciał wyrzucić z terminalu straż graniczną i celników! Jego zdaniem służby, które dbają o bezpieczeństwo w porcie zajmowały zbyt dużo pomieszczeń. Wcześniej prezes popadł w konflikt z policją, pogotowiem lotniczym i ratunkowym, a strażakom w wolnym czasie nakazał rozładowywać bagaże i kosić trawę.

W obawie przed zamachami terrorystycznymi każde lotnisko stara się dbać o bezpieczeństwo. Niestety, nie wszędzie. Prezes bydgoskiego portu lotniczego chciał wyrzucić z terminalu straż graniczną i służbę celną. Zgodnie z jego zarządzeniem sześćdziesięciu pograniczników i dziesięciu celników miało zmieścić się tylko w jednym pomieszczeniu.  

- Wypowiedzenie z dnia na dzień trzech pomieszczeń było konsensusem uzgodnionym na poziomie operacyjnym. Twierdzę, że terminal jest potrzebny pasażerom, a nie jako biurowiec - wyjaśnia Krzysztof Wojtkowiak, prezes zarządu portu lotniczego w Bydgoszczy.

W piśmie wysłanym do wojewody kujawsko-pomorskiego prezes lotniska wypowiada umowę na 17 pomieszczeń, w tym magazyn broni, czy miejsca służące do kontroli granicznej i kontroli osobistej. Przejście graniczne na lotnisku utrzymuje wojewoda - płaci lotnisku czynsz: blisko 70 tysięcy złotych miesięcznie.

- Te pomieszczenia są nam niezbędne do sprawnej obsługi pasażerów, którzy odlatują z naszego lotniska. Nie dostaliśmy alternatywnych pomieszczeń. Na pewno odbiłoby się to na bezpieczeństwie podróżnych, którzy by odlatywali - twierdzi Piotr Mełnicki, dowódca straży granicznej w Bydgoszczy.

Wojewoda uważa działania prezesa portu za bezprawne. Urząd Wojewódzki podkreśla, że ze względów bezpieczeństwa straż graniczna i służba celna muszą pozostać na lotnisku w dotychczasowych pomieszczeniach.

To nie pierwsza kontrowersyjna decyzja prezesa bydgoskiego lotniska. Najpierw popadł w konflikt z władzami lotniczego pogotowia, ponieważ zażądał sporych sum za stacjonowanie helikoptera ratunkowego. Następnie zażądał od policji kilku tysięcy złotych za malutkie pomieszczenie, w którym znajdował się lotniskowy posterunek.

- W porcie lotniczym pracowało siedmiu policjantów. Kiedy dostaliśmy pismo, że żeby tam zostać, musimy płacić za użytkowanie pomieszczeń, wycofaliśmy policjantów - informuje Monika Chlebicz z policji w Bydgoszczy.

Kilka dni temu prezes kazał odciąć prąd firmie, która obsługiwała dzierżawiony od lotniska parking. Zablokowały się szlabany i przez 40 minut karetka pogotowia ratunkowego, która stacjonuje przy porcie lotniczym nie mogła wyjechać ze swojej siedziby.

- Nie wiem czy pogotowie ratunkowe, które musi wyjechać zastanawia się czy plastikowa zapora, barierka jest przeszkodą. Łamie się ją i już. Nie fetyszyzujmy problemu - mówi Krzysztof Wojtkowiak, prezes zarządu portu lotniczego w Bydgoszczy.

- Podjęta została decyzja o przeniesieniu naszej karetki. Nie zachowano bezpieczeństwa naszego wyjazdu. To jest następstwo zablokowania karetki na parkingu - informuje Tadeusz Stępień, kierownik pogotowia ratunkowego w Bydgoszczy.

To, co ekipa Interwencji zobaczyła na lotnisku w Bydgoszczy może przerazić. Spotkaliśmy między innymi strażaków, którzy zamiast strzec bezpieczeństwa, rozładowywali bagaże z samolotu, który przyleciał.

- Jeżeli ktoś ma w danej chwili wolne i może coś zrobić, to robi. Mamy prostą zasadę: pracujemy jak najmniejszą załogą, a funkcjonujemy jak prawdziwe lotnisko - mówi Krzysztof Wojtkowiak, prezes zarządu portu lotniczego w Bydgoszczy.

Takie niecodzienne sytuacje na bydgoskim lotnisku to częsty widok. Pasażerowie z hali odlotów na piechotę idą kilkaset metrów w okolice pasa startowego, aby wsiąść do czekającego na nich samolotu. Poruszają się między jeżdżącymi cysternami z paliwem lotniczym i lądującymi samolotami.

Lotnisko w Bydgoszczy należy do austriackiej firmy. Drugim co do wielkości choć mniejszościowym udziałowcem jest miasto Bydgoszcz. Z tego portu rocznie korzysta 260 tysięcy osób. Władze miasta uważają, że skoro jest to spółka handlowa musi zarabiać pieniądze nawet kosztem służb ratunkowych.

Postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda sytuacja na krakowskim lotnisku Balice, gdzie rocznie przewija się ponad trzy miliony pasażerów. Tutaj policja, straż graniczna, celnicy, ochrona lotniska i zarząd portu współpracują ze sobą i konsultują się na każdym kroku. Natomiast lotniskowa straż pożarna w wolnych chwilach organizuje ćwiczenia. Władze Balic sytuację z Bydgoszczy uważają za nieprawdopodobną.

- Na lotnisku jest duży ruch. Standard jest taki, że autobusy dowożą pasażerów. Chodzenie po płycie lotniska mogłoby stworzyć niebezpieczeństwo. U nas liczy się przede wszystkim bezpieczeństwo - mówi Justyna Zajączkowska, rzecznik portu lotniczego Kraków-Balice.*



* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)

(Telewizja Polsat)