NFZ zniszczył aptekarza
Zbankrutował, bo stawiał dobro pacjenta nad przepisami. Kazimierz Polecki prowadził aptekę w Białymstoku. Realizował recepty na silne, refundowane przez państwo leki przeciwbólowe. Według kontrolerów z NFZ część zrealizowanych recept zawierała drobne nieprawidłowości. Z tego powodu urzędnicy zażądali od farmaceuty 130 tys. zł.
Pan Kazimierz Polecki przez trzynaście lat prowadził w centrum Białegostoku aptekę.
Każdego dnia odwiedzali go starsi, schorowani ludzie, toczący walkę z nowotworami. Przychodzili z receptami na silne, refundowane przez państwo, leki przeciwbólowe. Pan Kazimierz pomagał im, jak umiał.
- To były leki dla osób w stadium terminalnym, czyli już praktycznie schodziły z tego świata. Nie można odmówić tym pacjentom tego, żeby odeszły bez cierpień - mówi Kazimierz Polecki, farmaceuta, który zbankrutował przez decyzję NFZ.
W styczniu 2008 roku do apteki pana Kazimierza zawitała kontrola z Narodowego Funduszu Zdrowia. Kontrolerzy zarzucili panu Kazimierzowi, że zrealizował recepty, które były nieprawidłowo wypisane.
- Odkryliśmy, że aptekarz nie wypełnił umowy w takim stopniu, w jakim powinien, ponieważ dopuścił się realizacji recept z pewnymi uchybieniami - informuje Adam Dębski z oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Białymstoku.
- Pan Kazimierz za dopuszczalne i uzasadnione prawnie uznawał zapisywanie na recepcie leku w postaci np. "dziesięć plastrów", natomiast NFZ uznał, że zapis ten powinien być szerszy i wskazywać np. "10 plastrów po?" i tutaj dawka środka odurzającego - mówi Agnieszka Dowgier, pełnomocnik pana Kazimierza.
Fundusz stwierdził, iż pan Polecki winien jest mu z tytułu nienależnej refundacji 130 tys. zł. Mimo, że kontrola dotyczyła recept sprzed kilku lat, NFZ wstrzymał wypłatę bieżących refundacji. W efekcie aptekarz zbankrutował.
- Taka jest procedura, że najpierw potrącamy bieżącą refundację, a potem o pozostałą część staramy się w sądzie - informuje Adam Dębski z oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Białymstoku.
- Gdyby fundusz nie kwestionował refundacji, a prowadził ze mną proces sądowy, to podejrzewam, że do dnia dzisiejszego prowadziłbym aptekę, nie byłoby problemu - mówi Kazimierz Polecki.
NFZ twierdzi, że pan Kazimierz nie powinien wydawać chorym ludziom refundowanych leków z recept wypisanych z błędami. Co zatem powinien zrobić? Zdaniem urzędników, sprzedać im drogi lek, czasami nawet za 2 tys. zł, bez refundacji lub odesłać z kwitkiem.
- NFZ skazuje pacjenta na ból, umieranie w cierpieniu, a mnie na złamanie przysięgi, którą złożyłem, kończąc studia medyczne - mówi Kazimierz Polecki.
Pacjenci są zrozpaczeni, że wyżej niż ich dobro, stawia się przepisy. Pan Henryk ma 54 lata. W 2007 roku zdiagnozowano u niego raka płuc. Mimo, iż funkcjonuje tylko dzięki lekom, a każdy jego dzień, to walka o życie, wiele razy odesłano go z apteki z kwitkiem.
- Nawet odchodziłem z płaczem od okienka, bo nie chcieli wydać leku. Potrzebowałem lekarstwa, które utrzymuje mnie przy życiu - wspomina Henryk Bowtruczuk, chory na raka płuc.
- Apteki są wystraszone, że mogą stracić refundację. Dlatego czepiają się na recepcie każdego szczególiku i odsyłają pacjenta z powrotem do lekarza w celu poprawy recepty. Tylko na dobrą sprawę, co to pacjenta obchodzi? Pacjent ma dostać receptę, a apteka ma mu wydać leki. Jakie prawo mówi, że rolą pacjenta jest bieganie i poprawianie recept? - zastanawia się dr Stanisław Piechula, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej.
Pan Kazimierz w listopadzie 2008 roku poszedł do sądu - żąda od Funduszu zwrotu 30 tys. zł - jego zdaniem niesłusznie zabranej refundacji. Podlaski NFZ nie pozostał mu dłużny i w styczniu 2009 roku także wystąpił na drogę sadową. Domaga się od aptekarza bankruta spłaty reszty zadłużenia - ponad 100 tys. zł.
- Uważałem NFZ za partnera, który pomaga mi w pracy. Po kontroli, muszę powiedzieć, że jest to organ, który doprowadzi polską farmację i polskich aptekarzy do upadku - twierdzi Kazimierz Polecki. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)