Niewinny, bo pobił... za słabo

Niewinny, bo pobił... za słabo

Amerykański żołnierz pobił w Sopocie polskiego taksówkarza. Pan Piotr doznał wstrząśnienia mózgu, na cztery dni trafił do szpitala. Mimo to, prokuratura umorzyła dochodzenie. Zdaniem śledczych, taksówkarza pobito... za słabo. Amerykanie nie musieli się nawet fatygować na policję, bo przesłuchano ich na okręcie. Kilka dni później żołnierze odpłynęli.

Pan Piotr jest taksówkarzem. 24 października ubiegłego roku, jak co wieczór, czekał na klientów przed sopockim Grand Hotelem. Przed północą na postoju pojawili się pijani amerykańscy żołnierze. Próbowali zamówić kurs do Gdyni. Byli agresywni, więc nikt nie chciał ich zawieźć. Odmówić chciał także pan Piotr. Nie zdążył.

- Zaatakowało mnie dwóch mężczyzn, potem podbiegali kolejni, którzy uderzali, szarpali mnie i otoczyli z wszystkich stron - opowiada pan Piotr.

- W pewnym momencie z grupy amerykańskich żołnierzy wybiegł jeden, który uderzył taksówkarza w twarz. On upadł na ziemię, przez jakiś czas był nieprzytomny - dodaje Krzysztof Wójcik z portalu "Trojmiasto.pl".

Pan Piotr ze wstrząśnieniem mózgu trafił do szpitala. Policja bez trudu ustaliła, że sprawca pobicia to Deandre C. - amerykański żołnierz z okrętu USS "Hawes", który kilka dni wcześniej przypłynął do Gdyni. Zaraz po ataku żołnierze spokojnie wrócili na pokład. Przesłuchano ich następnego dnia. Na okręcie.

- Zostali przesłuchani trzej amerykańscy żołnierze. Przedstawili wersję zdarzeń odbiegającą od wersji przedstawianej przez pokrzywdzonego. Twierdzili, że doszło do sprzeczki, natomiast nie doszło do uderzenia - informuje Tomasz Landowski z Prokuratury Rejonowej w Sopocie.

- Amerykanie mieli zeznania identyczne, bo mieli czas je ze sobą skonfrontować - twierdzi zaatakowany taksówkarz.

- Uważam, że obywatele amerykańscy zostali otoczeni wręcz płaszczem ochronnym w tym postępowaniu. Wskazuje na to niezatrzymanie ich, gdy istniała do tego przesłanka - dodaje Katarzyna Piceluk-Stefaniak, pełnomocnik pana Piotra.

Dlaczego nie zatrzymano amerykańskich żołnierzy? Próbowaliśmy uzyskać odpowiedź na to pytanie u źródła. Taką decyzję podjęła bowiem sopocka policja. Niestety, mimo kilkukrotnych prób, jedyne co uzyskaliśmy, to informację, że w komendzie nie ma nikogo, kto może z nami porozmawiać.

Prokuratorskie dochodzenie trwało kilka miesięcy. Teoretycznie sprawa wydawała się prosta - jest sprawca, jest ofiara. Ale kilka tygodni temu pan Piotr otrzymał z sopockiej prokuratury decyzję o umorzeniu śledztwa. Śledczy uznali, że Amerykanin nie pobił taksówkarza zbyt dotkliwie i że nie ma interesu społecznego w jego ściganiu.

- Były to nieznaczne obrażenia, które spowodowały rozstrój zdrowia na czas poniżej dni siedmiu. Był to lekki uszczerbek na zdrowiu - informuje Tomasz Landowski z Prokuratury Rejonowej w Sopocie.

- Mamy lekarskie orzeczenie ze szpitala o tym, że doszło do wstrząśnienia mózgu z utratą przytomności. Oczywiście dochodzą do tego jeszcze drobniejsze obrażenia. Faktycznie 4 dni przebywał w szpitalu, ale później pokrzywdzony przebywał także na dosyć długim zwolnieniu lekarskim, ono obejmowało okres około 3 tygodni - mówi Katarzyna Piceluk-Stefaniak, pełnomocnik pana Piotra.

Śledczy twierdzą, że umorzyli sprawę dla dobra taksówkarza. Ich zdaniem lepiej, by ścigał żołnierza prywatnym aktem oskarżenia. Tylko że pan Piotr nie ma nawet adresu amerykańskiego napastnika.

- Kiedy przypłynie następny statek do Polski, to każdy będzie już wiedział, że może robić, co chce. Jeśli kogoś pobije czy napadnie, to zostanie odwieziony na statek i sprawa zostanie zamknięta - mówi pan Piotr, pobity taksówkarz. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)