Oddała do adopcji, teraz chce odzyskać

Oddała do adopcji, teraz chce odzyskać

Oddała dziecko do adopcji, teraz chce je odzyskać. Pani Beata została zgwałcona przez byłego męża. Zaszła w ciążę. Kiedy urodziła Anię, postanowiła oddać ją do adopcji. Miała 6 tygodni na cofnięcie swojej decyzji. Zrobiła to już następnego dnia. Mimo to odzyskać jej nie może. Urzędnicy piętrzą przeszkody, a dziecko czeka na matkę w pogotowiu opiekuńczym.

- To była noc, on był pijany. Obudził mnie i zaczął mnie bić. Pamiętam tylko, że obudziłam się nago, jak on jeszcze na mnie leżał. Zgwałcił mnie - mówi pani Beata.

Pani Beata pochodzi z malutkiej wsi w województwie warmińsko-mazurskim. Jej życie było gehenną. Mąż przez 3 lata małżeństwa bił ją i poniżał. Dwa lata po rozwodzie zgwałcił. Wtedy uciekła z dwójką dzieci do Gdańska. Tu urodziła dziecko, którego myślała, że nigdy nie pokocha.

- Kiedy urodziłam to dziecko, przyjechała pani z ośrodka adopcyjnego. Podpisałam oświadczenie, że zrzekam się praw do dziecka. Ona powiedziała, że mam 6 tygodni na zmianę decyzji. Kiedy wróciłam do domu, nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Zadzwoniłam do tej pani z ośrodka, a następne podpisałam oświadczenie, że wycofuję się z oddania dziecka do adopcji - opowiada pani Beata.

Niestety, urzędnicza machina ruszyła natychmiast. Mimo że matka dobę po urodzeniu wycofała zgodę na adopcję, dziecka jej nie wydano. Trafiło do pogotowia opiekuńczego. Dlaczego?

- Kiedy pani Beata zmieniła zdanie, wykonaliśmy telefon do pielęgniarek środowiskowych. Tam usłyszeliśmy, że jest częściowo pozbawiona praw rodzicielskich i ma trudną sytuację. W związku z tym w trosce o dobro dziecka, powiadomiliśmy tutejszy ośrodek adopcji, żeby sprawdzili, jak to jest - informuje dr Zdzisław Janowiak z Kliniki Neonatologii Uniwersytetu Medycznego w Gdańsku.

I rzeczywiście: pani Beata nie wypiera się, że w przeszłości, mając bardzo trudną sytuację rodzinną, po kolejnych pobiciach przez byłego męża, zaglądała do kieliszka. Od roku jest w nieformalnym związku z panem Sylwestrem. Zmieniła się. Jest zupełnie innym człowiekiem. To jednak zbyt mało dla sądu i kuratora.

Pani Beata i pan Sylwester nie potrafią zrozumieć, dlaczego ich córka, bo tak mówią o małej Ani nie mieszka z nimi. Oboje swoim postępowaniem udowadniają, że będą dobrymi rodzicami.

- Pani Beata z panem Sylwestrem mieszkają u nas od października i w zasadzie nie mam do nich żadnych zastrzeżeń, jako do lokatorów. Nie widziałam ich nigdy w jakiejś takiej sytuacji, która mogłaby nas zaniepokoić - twierdzi Joanna Jaszczyk, która wynajmuje mieszkanie pani Beacie i panu Sylwestrowi.

Urzędnicy przerzucają odpowiedzialność jeden na drugiego. Półtoramiesięczna Ania może być tylko raz w tygodniu w ramionach swojej mamy. Dla tak małego dziecka konsekwencje w przyszłości mogą być nieodwracalne. Czas ucieka.*

* skrót materiał

Reporterzy: Małgorzata Frydrych, Iza Kondracka

mfrydrych@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)