Polsko-włoska wojna o dziecko

Polsko-włoska wojna o dziecko

Ze strachu przed utratą córki pani Monika uprowadziła własne dziecko. Mieszkanka Olsztyna łamiąc prawo przewiozła córkę z Włoch do Polski. Jak mówi, gdyby tego nie zrobiła, dziś mogłaby już nie mieć dostępu do dziecka. Dzisiaj sprawą zajmuję się wymiar sprawiedliwości.

- W tej chwili toczą się dwie sprawy. Pierwsza sprawa to jest o wydanie dziecka w trybie konwencji haskiej o cywilnych aspektach uprowadzenia dziecka za granicę i jednocześnie na wniosek ojca toczy się sprawa o ustalenie kontaktów - mówi Wiktor Sinicki z Sądu Rejonowego w Olsztynie.

Pani Monika z Olsztyna przed 10 laty wyjechała do Włoch w poszukiwaniu pracy. Trafiła do niewielkiego miasteczka Ascoli Piceno, gdzie poznała swojego przyszłego męża Ivano.

- On bardzo szybko, po włosku się zakochał i zaczął zabiegać o moje względy. Ja nie znając tam języka, będąc samotna. To były początki, był mi pomocny. Poznaliśmy się, zostaliśmy parą. Chciałam mieć rodzinę, pobraliśmy się i dopiero wtedy totalnie się odmienił. Już nie byłam jego obiektem zainteresowania tylko wręcz przeciwnie. Bardzo źle mnie traktował, jak swoją własność, Nie zabiegał totalnie o nic, nie dbał o mnie w ciąży - mówi pani Monika, która uprowadziła córkę.

Niedługo po urodzinach córki mąż pani Moniki przestał interesować się rodziną. Znikał na całe dnie i noce, a gdy już się pojawiał często bywał agresywny.

- Opuścił mnie i córkę, ja nie pracowałam w tym czasie. On miał dorywczą pracę i nie dawał nam na utrzymanie, więc żywił nas włoski Caritas. On nawet za światło nie płacił, więc przyszli i wyłączyli prąd. I jeżeli przychodził, to niby odwiedzać dziecko, ale o różnych porach kiedy chciał, z awanturami, krzykami - mówi pani Monika, która uprowadziła córkę.

Pani Monika postanowiła wrócić do Polski. Znalazła pracę i mieszkanie. Stworzyła córce przyjazny dom, wystąpiła też do polskiego sądu o ustalenie, przy którym z rodziców ma na stałe przebywać dziewczynka.

- Sąd ustalił miejsce pobytu dziecka przy matce oraz sposób kontaktowania się ojca z dzieckiem w trakcie jego pobytu w Polsce - mówi Wiktor Sinicki z Sądu Rejonowego w Olsztynie.

- Ten jego przyjazd tutaj zakończył się przyjaźnie. Nie krzyczał, nie walczył, nie wzywał policji, tylko odwiedził dziecko i pojechał z powrotem, pogodzony z tym, że z córką układamy tu życie. Pojechałam tam też, zaryzykowałam, żeby ona też poznała tamten kraj ojca - mówi pani Monika, która uprowadziła córkę.

Ale we Włoszech mąż nie był już tak przyjazny, jak podczas pobytu w Polsce. Julka, o którą toczyła się gra pomiędzy obojgiem rodziców ma włoskie obywatelstwo i włoski paszport. Zdaniem pani Moniki te właśnie argumenty postanowił wykorzystać jej mąż, który we Włoszech założył jej sprawę o odebranie dziecka.

- Brat męża jest policjantem, zaczęto mnie nachodzić i wzywać, dzwonić, żebym przychodziła, na policję i przesłuchiwali mnie jak jakąś mafiozo, jak jakąś przestępczynię, która w końcu przywiozła dziecko ojcu. Wymyślił odebranie mi paszportu w dniu kiedy on już miał nas odwieźć do autobusu, już się z nią pożegnał. Wpadł z policją, krzyczeli, zastraszyli mnie. Kazali mi podpisać, że odbierają mi paszport, że obiad mam teraz gotować - mówi pani Monika, która uprowadziła córkę.

Reporter: We Włoszech jest przyjęte, że można tak zabrać paszport dziecka?

- Jestem rodzicem tak samo jak i ona - mówi Ivano Stella, ojciec dziewczynki.

Pani Monika z obawy , że mąż odbierze jej córkę, postanowiła uciec z Włoch do Polski. Zdaje sobie sprawę z tego, że tym samym złamała prawo. Jednak, jak mówi, nie miała innego wyjścia.

- Całą drogę umierałam ze strachu, że mnie namierzą. Skłamałam, że jesteśmy nad morzem więc opóźniłam ten pościg. Ale przez całą drogę bałam się, że może mnie zatrzymać policja - mówi pani Monika, która uprowadziła córkę.

Mężowi pani Moniki nie pozostało nic innego, niż założyć sprawę w polskim sądzie. Wynajął kancelarię adwokacką, a w tym samym czasie pani Monika próbowała dostać obrońcę z urzędu. Otrzymała go, ale sąd nie poinformował jej, że ma pełnomocnika, dlatego o pomoc zwróciła się do Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przemocy prowadzonego przez mecenasa Lech Obarę z Olsztyna.

- Pierwszy raz słyszę o takim przypadku, po prostu gdzieś zawiodło, jakieś wakacyjne załamanie organizacyjne, bo nie wyobrażam sobie, żeby można było z całą powagą traktować udzielenie pomocy prawnej, pełnomocnika w tak trudnej sprawie na dzień przed rozprawą - mówi Lecha Obara ze Stowarzyszenia Pomocy Ofiarom Przemocy w Olsztynie.

Przy kim zostanie dziewczynka? Czy ojciec zabierze ją do Włoch? To okaże się na kolejnej rozprawie. Już w sierpniu.

- Nie wyobrażam sobie tego, żeby mi ją odebrali - mówi pani Monika, która uprowadziła córkę.*

*skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)