Przekręt na Stadionie Narodowym

Przekręt na Stadionie Narodowym

Skandal przy budowie Stadionu Narodowego w Warszawie. Jedna z firm budujących obiekt zatrudnia pracowników "na czarno". Tylko niektórzy podpisali umowy i to na najniższą stawkę wynagrodzenia w kraju. Reszta była płacona "pod stołem". Bez podatku. Pracownicy zgłosili się do nas po pomoc, bo pracodawca przestał im płacić. Niektórym winien jest po kilka tysięcy złotych.

- Pracowałem bez umowy, pieniądze dostawałem do ręki - opowiada mężczyzna, który pracował "na czarno" przy budowie Stadionu Narodowego.

Tego nikt się nie spodziewał. Afera przy sztandarowej inwestycji w Polsce - budowie Stadionu Narodowego. Jedna z działających tam firm w czerwcu, lipcu i w sierpniu 2009 roku zatrudniała "na czarno".

- Oszukanych jest około 30-40 osób. Pracowały tydzień, dwa tygodnie i odchodziły - mówi jeden z oszukanych pracowników.

Afera boli tym bardziej, że budowie stadionu towarzyszy międzynarodowy splendor dla Polski. To na nim między innymi odbędą się mistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2012 roku.

Wielka budowa, wielka kasa. Na pozór wszystko jest w porządku - przynajmniej zdaniem polityków i działaczy. Ale nadal do podzielenia są ogromne pieniądze przeznaczone na budowę stadionów. A ten tort kusi. Zwłaszcza na najdroższej budowie - Stadionie Narodowym. Inwestycja jest warta miliard 250 milionów złotych netto. Do podziału między wykonawców stadionu. Dla niektórych to za mało.

Na Stadionie Narodowym natrafiliśmy na firmę, która zatrudniała pracowników "na czarno". W obawie o pracę i konsekwencje zbrojarze nie chcieli ujawniać twarzy.

- Jest czterech gości bez umów. Centralnie teraz pracują, ja jestem piaty - opowiada jeden ze zbrojarzy pracujących na Stadionie Narodowym.

Zbrojarze ujawniają ten proceder, bo firma zalega im z wypłatami.

- Pracowałem na stadionie przez półtora miesiąca. Nie podpisałem umowy, dostałem przez ten okres 500 zł zaliczki. Powinienem zarobić prawie 6 tys. zł - twierdzi jeden ze zbrojarzy.

- W lipcu przepracowałem 290 godzin. Dostałem tylko 2 tysiące złotych zaliczki. Pracodawca zalega mi około 6 tysięcy. Jestem zatrudniony na najniższą stawkę. Resztę dostaję do kieszeni - dodaje inny.

Zbrojarze twierdzą, że firma tylko z niektórymi podpisała umowy i to na najniższą stawkę wynagrodzenia w kraju. Reszta była płacona "pod stołem". Bez podatku. Dotarliśmy do jednej z takich umów.

- Umowa obowiązuje od lipca, a pracowałem od 22 czerwca. Wynagrodzenie podstawowe 1276 zł. To jest dla Urzędu Skarbowego. Umowa nie dotyczy stawek godzinowych. Ustalaliśmy je ustnie. Przyszedłem za 17 zł na godzinę. Za lipiec wyszło 5 tys. zł - opowiada jeden ze zbrojarzy.

Zbrojarze zgłosili się do nas po pomoc. Próbowali w inspekcji pracy, a także na budowie stadionu, ale to nic nie dało.

- Wczoraj była inspekcja pracy. Przedstawiliśmy sprawę. Oni to przyjęli do wiadomości, ale mają 30 dni na rozwiązanie problemu. Oburzyliśmy się, bo przecież przez te 30 dni my musimy coś jeść - opowiada jeden ze zbrojarzy.

Robotnicy twierdzą, że w tej firmie "na czarno" pracowali także inni. Reakcja generalnego wykonawcy stadionu po wywiadach z oszukanymi robotnikami była natychmiastowa. Prosił o "zaniechanie publikacji materiału".

Oto fragmenty jego pisma:

"Niezwłocznie dołożyliśmy starań, by przedstawione kwestie zostały szybko i pozytywnie rozstrzygnięte."

"zwracamy się z prośbą o zaniechanie publikacji materiału."


Nieoficjalnie wiemy, że firma A? została wynajęta przez podwykonawcę. Jak twierdzi generalny wykonawca, bez ich wiedzy i zgody.

- Oczywiście ta firma cały czas pracuje na Stadionie Narodowym - mówi jeden z oszukanych zbrojarzy. *

* skrót materiału

Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski

(Telewizja Polsat)