Tajemnicza śmierć
28-letnia pani Anna w ciężkim stanie trafiła do szpitala. Zmarła, bo pękła jej śledziona. Według lekarzy ten narząd bardzo rzadko pęka sam z siebie. Rodzina pani Anny nie ma wątpliwości. Za śmierć odpowiedzialny jest jej partner - Dariusz S.
Wciąż nie wiadomo, co w nocy z 9 na 10 czerwca rozegrało się w mieszkaniu na jednym ze szczecińskich osiedli. Pani Anna mieszkała tam z dwójką swoich synów i ich ojcem, Dariuszem S., z którym żyła w nieformalnym związku.
- O godzinie 5 rano mnie poinformowała, że boli ją brzuch. Chciałem zadzwonić po karetkę, ale nie chciała - twierdzi Dariusz S., partner pani Anny.
Rodzina kobiety mówi, że jej partner zwlekał 8 godzin z wezwaniem pomocy. On sam twierdzi, że trzy godziny. Pewne jest jedno. Starszy syn Anny i Dariusza, 10-letni Maks zapamiętał dość dużo z wydarzeń tej nocy.
- Opowiadał, że Ania prosiła Darka, by zaprowadził ją do toalety. A on do niej: "Ściągnij tą, k...wa, koszulę, bo cię k...wa zabiję, ty szmato". Maks powiedział, że mama biegała goła po mieszkaniu, w końcu upadła - opowiada pani Karolina, siostra pani Anny.
Pani Anna trafiła do szpitala po godzinie 8 rano z pękniętą śledzioną, w bardzo ciężkim stanie.
- W tomografii komputerowej okazało się, że jest krew w brzuchu. Została pilnie operowana. Po operacji została przyjęta na oddział intensywnej terapii. Już z niewydolnością wielu narządów. Pacjentkę trzeba było reoperować. Po zabiegu jej stan nadal pogarszał się, w konsekwencji nastąpił zgon - opowiada dr Andrzej Falco, ordynator Oddziału Intensywnej Terapii w szpitalu specjalistycznym w Szczecinie.
- Do żadnych rękoczynów nie dochodziło. Ania nie pozwoliłaby sobie na tego typu rzeczy - twierdzi Dariusz S., partner pani Anny.
Specjaliści, z którymi rozmawialiśmy mówią, że w zdecydowanej większości przypadków śledziona nie pęka sama z siebie. Tym bardziej, że pani Anna ważyła około 70 kilogramów i była zdrowa.
- Do pęknięcia śledziony wymagany jest dość duży uraz mechaniczny w okolicy podżebrowej. Bardzo małe urazy rzadko prowadzą do pękania tego narządu - informuje Marek Durlik ze szpitala MSWiA w Warszawie.
Rodzina i znajomi pani Anny mówią, że w związku nie układało się najlepiej. Często dochodziło do kłótni. To Anna utrzymywała dom, jej partner przesiedział 12 lat w więzieniu.
Rodzina pani Anny i jej partner walczą przed sądem o dwójkę dzieci. Zgodnie z prawem, dziećmi powinien opiekować się ich ojciec. Jednak dziadkowie nie chcą oddać wnuków.
- Jego matka sama była świadkiem, jak chciał wyrzucić swoje 7-miesięczne dziecko przez okno. On oglądał telewizję, a syna zamykał w toalecie - opowiada pani Karolina, siostra pani Anny. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba
epocztar@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)