Tak demolują narkotykowi dilerzy

Tak demolują narkotykowi dilerzy

Handlarze narkotyków napadli z siekierami na nocny klub w Sosnowcu. Później go podpalili. W środku bawiło się około 200 osób. Mimo szalejącego ognia drzwi ewakuacyjne w klubie pozostały zamknięte. Jego właściciele ukryli część faktów przed policją.

Kilka dni temu studencki klub "Konkurencja" w Sosnowcu, w którym bawiło się ponad 200 osób został napadnięty przez kilku mężczyzn. Usiłowali oni siekierami rozbić drzwi lokalu. Według dzierżawcy lokalu, kilka minut wcześniej mężczyźni ci zostali wyproszeni z dyskoteki. Kiedy nie udało się sforsować drzwi, napastnicy obrzucili dyskotekę płonącymi butelkami z benzyną. Pożar z trudem ugaszono. Szefowa klubu, która dzierżawi lokal od Uniwersytetu Śląskiego nie poinformowała policji o tym zdarzeniu. Dopiero pięć dni po zajściach w Internecie pojawił się film z monitoringu.

- Zmieniło to nasze spojrzenie na tę sprawę. Gdyby nie kamery, nie byłoby wiadomo, co się działo, ponieważ zgłaszający informowali tylko o zniszczeniu mienia - informuje Anna Michta z policji w Sosnowcu.

Dziennikarz katowickiej Telewizji Silesia dotarł do bezpośredniego świadka tych zdarzeń. Okazuje się, że osoby, które napadły na dyskotekę, to miejscowi handlarze narkotykami.

- To są groźni ludzie. Nikt normalny nie wozi siekier i nie podpala klubów - mówi Wojciech Janocha, dziennikarz Telewizji Silesia.

Dziś wiemy, że tylko cudem nie doszło do tragedii. Okazuje się, że pracownicy klubu, chcąc zgasić pożar, otworzyli płonące drzwi.

- Było o krok od tragedii. Gdyby ogień dostał się do środka, wybuchłaby panika, a w środku były materiały łatwopalne - mówi Jacek Szczypiorski ze straży pożarnej w Sosnowcu.

Według świadków problem był także z wyjściem ewakuacyjnym. Podczas pożaru drzwi po prostu nikt nie otworzył.

- Z relacji świadka wynikało, że nie mogli oddychać, a ochrona blokowała drzwi. Było bardzo gorąco - opowiada Wojciech Janocha z Telewizji Silesia.

- Klub powinien być zamknięty. Byłam przerażona, gdy oglądałam ten film. Ja chodziłam do tego klubu i nie wiedziałam, że tam są wyjścia ewakuacyjne - mówi studentka, mieszkająca obok klubu.

- Podjęliśmy decyzję o rozwiązaniu umowy z dzierżawcą w trybie natychmiastowym - mówi Justyna Pikiewicz z Uniwersytetu Śląskiego, właściciela budynku, w którym znajdował się klub. *

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)

(Telewizja Polsat)