Twierdzi, że biją - szkoła nie wierzy

Twierdzi, że biją - szkoła nie wierzy

Bartek chodzi do czwartej klasy szkoły podstawowej w Międzyrzecu Podlaskim. Chłopiec twierdzi, że w czasie zajęć był bity i wyzywany przez pięciu uczniów. Mimo, że ma obdukcję, szkoła mu nie wierzy. Jej dyrektor, zamiast rozwiązać problem, nasłał na rodziców Bartka kuratora.

Od obrażania Bartka przez rówieśników półtora roku temu zaczął się konflikt szkoła-rodzice. Według nich, szkoła nie zareagowała na niepokojące sygnały. Nie próbowała wyjaśnić sytuacji, pomimo tego, że rodzice byli w niej trzykrotnie. 

- My chcemy jednej prostej rzeczy, syn ma być bezpieczny w szkole. Wychowaniem go zajmiemy się. Bartek rozmawia z resztą osób z klasy oraz ze starszymi uczniami. Nie widzimy powodu, by zabierać go z tej szkoły, choć wielokrotnie było nam to sugerowane- mówią rodzice Bartka .

Nierozwiązany problem zaczął przybierać na sile. Z początku Bartek nie chciał mówić rodzicom o tym, że oprócz wyzwisk jest również bity i kopany. Jednak w październiku zeszłego roku Beata i Waldemar Litwiniukowie zauważyli u syna siniaki. Dziecko skarżyło się również na ból pleców i ręki.

- Wiele razy byłem bity, gdzieś 12 razy, może więcej. Od wyzwisk się zaczęło, potem było kopanie. Kiedy nie było nauczycielki, zapędzili mnie w róg i bawili się w policjantów. Ja nie chciałem, a oni kopali - opowiada Bartek.

Lekarz stwierdził, że Bartek był bity. Oprócz siniaków miał stłuczony nadgarstek i okolice kręgosłupa. Choć lekarz nie miał wątpliwości co do obrażeń chłopca, to wątpliwości ma dyrektor szkoły. On 10-latkowi po prostu nie wierzy. Wierzy za to pięciu uczniom, których oskarża Bartek.

- Uważam, że te pięć osób bardziej zasługują na wiarygodność. Oni mówią to tuż po zdarzeniu, a nie po pół roku - twierdzi Roman Sidorowicz, dyrektor Szkoły Podstawowej w Międzyrzecu Podlaskim, do której chodzi Bartek..

Twierdzi, że nikt w październiku Bartka nie pobił. A na pewno nie wydarzyło się to na terenie szkoły. Co więcej, rodzice Bartka z poszkodowanych stali się sprawcami. Dyrektor powiadomił bowiem sąd rodzinny o tym, że źle opiekują się dzieckiem. Rodzinę na wniosek szkoły odwiedził kurator sądowy.

- Sąd stwierdził, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowania opiekuńczego - informuje Dorota Domańska, prezes Sądu Rejonowego w Radzyniu Podlaskim.

- Cały czas boję się, gdy Bratek wraca ze szkoły. Obawiam się, że powie mi, iż znów go pobili w szkole i wyzywali - mówi Beata Litwniuk, matka Barteka.



Reporter: Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)

(Telewizja Polsat)