Urzędniczy bałagan

Urzędniczy bałagan

Tomasz Szczypka, lekarz weterynarii z Wrocławia, bezskutecznie przez kilka miesięcy upominał miejskich urzędników, że naliczają mu zbyt niski czynsz za lokal, w którym prowadzi gabinet weterynaryjny. Nagle miasto wypowiedziało umowę i naliczyło 80 tysięcy długu. W obronie lekarza walczą sąsiedzi. Kiedy sprawą zajęły się lokalne media oraz Interwencja okazało się, że w ciągu kilku dni można zrobić to, czego nie udało się przez kilka ostatnich lat.

Doktor Tomasz Szczypka z Wrocławia w 2003 roku wynajął od miasta stutrzydziestometrowy lokal. Wówczas była to ruina. Magistrat dał weterynarzowi dwuletnią ulgę w czynszu za zagospodarowanie pustostanu. Przez rok miał płacić kwotę ponad 500 złotych Następnie po około 2500 złotych.

Reporter: Miasto przez dwa lata udzielało ulgi w zamian za to, że pan wyremontował lokal?

- I przystosował do działalności gospodarczej - mówi Tomasz Szczypka, pokrzywdzony weterynarz.

Po dwóch latach weterynarz nadal otrzymywał faktury z ulgową stawką. Kilkakrotnie interweniował zarówno u magistrackich urzędników jak i w spółce "Administrator", która zarządzała budynkiem na polecenie Urzędu Miasta Wrocławia.

- Osobiście udałem się do firmy ,,Administrator" pokazałem umowę. Otrzymałem wydruk z kartoteki, na której widniało, że zaległości żadnych nie mam. To mnie uspokoiło - mówi Tomasz Szczypka, pokrzywdzony weterynarz.

Weterynarz płacił tyle, ile dostawał na fakturach. Po kolejnych dwóch latach dostał pismo od spółki miejskiej " Wrocławskie Mieszkania". Przejęła ona zarządzanie nad jego budynkiem. Okazało się, że weterynarz ma 80 tysięcy długu wobec gminy.

- W miedzyczasie przyszedł plik faktur korygujących, które nakazano mi podpisać i spłacić w przeciągu tygodnia - mówi Tomasz Szczypka.

Kilka dni temu lekarz dostał wypowiedzenie. Nakazano mu natychmiast opuścić lokal. Zamknął klinikę i rozpoczął inwentaryzację. Miasto żąda uznania długu w całości i bez zastrzeżeń. Gdyby pan Tomasz podpisał takie oświadczenie, wówczas automatycznie przyznałby się, że wina leży po jego stronie. Weterynarz nie chce się na to zgodzić.

- W styczniu byłem na rozmowach w ,,Wrocławskich Mieszkaniach". Powiedziano mi, że mam podpisać dokument uznania długów bez zastrzeżeń w całości. To był warunek rozpoczęcia rozmów - mówi Tomasz Szczypka.

Magistrat jest nieugięty. Uważa, że weterynarza nic nie tłumaczy, ponieważ powinien płacić sumy nie zawarte na fakturach, lecz stawkę ustaloną w umowie.

Reporter: Czy deklaruje Pan chęć spłaty zadłużenia?

- Deklaruję, ale nie podpiszę uznania całości długu bez zastrzeżeń, bo nie popełniłem błędu - mówi Tomasz Szczypka.

- Gdyby pan Tomasz podpisał takie zobowiązanie, nastąpiłoby przyznanie się do winy i nie mógłby skorzystać z przedawnienia - mówi Lecha Obara, radca prawny.

Za weterynarzem murem stanęli okoliczni mieszkańcy, gdzie działa lecznica. Zbierają podpisy w obronie swojego doktora. Uważają, że to urzędnicy popełnili błąd, a teraz szukają kozła ofiarnego.

- Od biedniejszych ludzi nie bierze pieniędzy, bezdomne koty sterylizuje - mówi jeden z mieszkańców.

Przedstawiciel magistratu, oprócz weterynarza, winą obarcza prywatną spółkę "Administrator", która wcześniej zarządzała mieniem komunalnym. Według urzędników to bałagan w tej firmie doprowadził do licznych pomyłek, dlatego miasto nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności.

- Zajmowała się tym spółka ,,Administrator." Robiła to źle, dlatego rozwiązaliśmy umowę - mówi Paweł Czuma, Dyrektor Biura Prasowego Urzędu Miasta we Wrocławiu.

- Wina leży po stronie ratusza. Ratusz powinien mieć pełną kontrolę nad wpływającymi pieniędzmi - mówi Lecha Obara, radca prawny.

Odwiedziliśmy z kamerą spółkę "Administrator", która działa już w tej chwili pod inną nazwą. Nie chciano z nami rozmawiać, w stosunku do nas zachowano się agresywnie. Nasza ekipa reporterska została zaatakowana przez prezesów firmy. Odepchnięto dziennikarza i operatora. Według mecenasa Lecha Obary, lekarz weterynarii nie ponosi żadnej odpowiedzialności za błąd urzędników. Co więcej według, gdyby sprawę oddał do sądu, mógłby powalczyć o całkowite anulowanie roszczeń ze strony magistratu.

- Jeżeli pan Tomasz chodził do ratusza, wyjaśniał, to mógł domniemywać, że ktoś mu przedłużył bonifikatę - mówi Lecha Obara, radca prawny.

Okazuje się, że jest szansa na pomyślne dla weterynarza załatwienie sprawy. Deklaracje usłyszeliśmy z ust przedstawiciela zarządcy budynku, który nagle stwierdził, że rozważy podpisanie porozumienia z weterynarzem bez wymaganego dotąd oświadczenia uznającego dług w całości oraz bez zastrzeżeń.

- W tej sprawie będziemy mieli pozytywne nastawienie i zakończy się po myśli pana doktora.

Reporter: Zostanie w swoim gabinecie?

- Jeżeli taka będzie jego wola - mówi Paweł Czuma, Dyrektor Biura Prasowego Urzędu Miasta we Wrocławiu.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)