W pułapce kredytowej

W pułapce kredytowej

Polacy toną w długach. Ich zaległości sięgają aż 12 miliardów złotych! Niektórzy od lat ukrywają się przed bankami, inni jedną kartą kredytową spłacają zadłużenie na drugiej. Najbardziej zadłużony Polak musi oddać 77 milionów złotych. Czy banki powinny tak łatwo udzielać kredytów?

12 miliardów złotych - to astronomiczna kwota zadłużenia Polaków zalegających ponad dwa miesiące ze spłatą długów. W ciągu ostatniego roku ten dług urósł o? 70 procent!

Beztroska osób zadłużonych przeraża. 300 tysięcy Polaków ma po ponad 10 tys. zł długów, których nie spłaca od miesięcy.

Pani Wioletta kredyty - łącznie na 100 tysięcy - dostała od trzech banków. Chciała z konkubentem założyć firmę przewozową.

- Kredyt wzięłam w 2004 roku. Spłacałam go przez rok, później przestałam, bo straciłam pracę. Zmieniałam adres zamieszkania i zaczęłam się ukrywać przed bankiem - opowiada pani Wioletta.

Kobieta nie ma żadnego zawodu. Dorabia na czarno. Ostatnio dostała mieszkanie kwaterunkowe, bo wychowuje samotnie czworo dzieci. Pomaga jej konkubent.

- Najstarszy syn ma 9 lat, najmłodsza córka 8 miesięcy. W tym momencie dorabiam jako osoba sprzątająca u ludzi. Około 1400 zł miałam do spłaty. Na życie zostało około 1000 zł. Bank wyliczył, że na mnie jedną wystarczy. Nie pytał się o dzieci - mówi pani Wioletta.

Prawdy bankom nie mówi też pani Edyta. W 2007 roku dostała karty kredytowe i kredyt, gdy prowadziła sklep z używaną odzieżą. Nie powiadomiła banków o plajcie i bezrobociu. Karty wciąż ma. Teraz już 12! Długu - bagatela - około 60 tysięcy złotych.

Pani Edyta utrzymuje się z czwórką dzieci wyłącznie z alimentów i drobnej pomocy rodziny. Żongluje swoimi kartami.

- Jednego dnia wpłacam w jednym banku, następnego dnia z tego samego banku wyjmuję i płacę w drugim banku. Koło się zamyka - opowiada pani Edyta.

Tylko że dług na kartach rośnie, bo odsetki są zabójcze. Pod koniec roku pani Edyta o jednym wie na pewno - o wielkości odsetek.

- Około 10-11 tys. zł rocznie to są same odsetki. Wolałam to niż żebranie, niż powiedzenie dzieciom, że dzisiaj nie ma obiadu, albo że nie będą miały nowych butów. Banki w pewien sposób ponoszą winę za to, że mam tyle kart. Powinny przeliczyć, że przy dochodzie 3100 zł, to ja więcej spłacam rat niż mam dochodu - mówi pani Edyta.*

* skrót materiału

Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski

(Telewizja Polsat)