Wojna o firmę

Wojna o firmę

Trwa wojna o rynek automatów do gry. Prokuratura w Białymstoku wykryła związaną z nimi grupę przestępczą na Podlasiu. Dotarliśmy do jej rzekomego przywódcy. Mężczyzna twierdzi, że padł ofiarą zemsty dawnego wspólnika, który chciał od niego przejąć część rynku. Podobno Antoni E. groził, że w innym przypadku wykorzysta znajomości w prokuraturze i zniszczy go.

"Mafia". "Zorganizowana przestępczość". "Hazard". "Jednoręcy bandyci". Te słowa na Sali sądowej w Elblągu będą padać bardzo często.

- Akta są bardzo obszerne. To jest 90 tomów akt sprawy głównej plus 18 tomów akt w kancelarii tajnej - wylicza Mirosław Tułodziecki, sędzia Sądu Okręgowego w Elblągu.

To efekt czterech lat śledztwa Prokuratury w Białymstoku, która wykryła grupę przestępczą na Podlasiu - jak twierdzi - największą w Polsce. Złożoną z ludzi związanych z branżą automatów do hazardu. Jej rzekomym liderem jest nasz rozmówca założyciel firmy, której automaty stoją w 4 tysiącach miejsc w Polsce.

- To są bzdury. Cieszę się, że sprawa znajdzie swój epilog w sądzie, bo dopiero tam będę mógł się bronić, bo to co było do tej pory, to farsa - mówi.

Jak jest naprawdę, ustali sąd. Przyjrzeliśmy się jednak sprawie. Trwa brutalna wojna o przejęcie rynku automatów hazardowych. Wojna z jedną firmą.

Z naszych ustaleń wynika, że za śledztwem prokuratorskim stoi dawny partner biznesowy naszego rozmówcy. Jeszcze niedawno razem z rodzinami spędzali wakacje. Dziś Antoni E. robi wszystko, żeby przejąć biznes właściciela firmy. To na podstawie jego zeznań prokuratura uznała, że właściciel stoi na czele grupy przestępczej. Jednocześnie główny świadek prokuratury - Antoni E. - domaga się od firmy naszego rozmówcy 24 milionów złotych za rzekome niewywiązanie się z umowy.

- Rozmawialiśmy na temat polubownego załatwienia sporu. Pan E. stwierdził wtedy, że jeśli będziemy mieli to rozwiązane, to będzie załatwiona reszta. On ma na tyle dobre stosunki w prokuraturze, że pomoże mi w tym. W zamian żądał dużej kwoty pieniędzy i części rynku - twierdzi właściciel firmy z automatami.

Powoływanie się na wpływy w instytucjach państwowych jest przestępstwem. W wykonaniu głównego świadka oskarżenia brzmi to szczególnie groźnie. O komentarz spytaliśmy więc prokuraturę. Z naszym reporterem spotkał się Krzysztof Wojdakowski z Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku:

Krzysztof Wojdakowski: To rodzi podejrzenie popełnienia przestępstwa.

Reporter: Pan się dowiaduje tego ode mnie?

Krzysztof Wojdakowski: Dobrze by było, żeby w tym zakresie z pana strony było jakieś oficjalne stanowisko.

Oficjalnie o groźbach Antoniego E. zeznał Grzegorz Kirwiel. To były współpracownik Antoniego E., dopóki ten nie odszedł z firmy. Dziesięć lat przesiedział w więzieniach. Poszedł na współpracę z policją. Układ jest taki: zawieszenie kolejnego wyroku w zamian za całą prawdę i tylko prawdę o wszystkich przestępstwach, o których wie.

- Gdybym ja skłamał w swoich zeznaniach, dziś by pan mnie odwiedzał jeszcze w więzieniu. Jestem zobligowany do mówienia prawdy, chcę być przy swoich dzieciach i prowadzić swoją firmę - mówi Grzegorz Kirwiel.

Grzegorz Kirwiel w swoich zeznaniach potwierdza, że Antoni E. szantażował go swoimi wpływami w prokuraturze. Dziś pierwszy raz o tym mówi publicznie.

- On mi jasno i wyraźnie powiedział, żebym uważał, bo on jest z Podlasia, a postępowanie prowadzi prokuratura podlaska, więc żebym tego gorzko nie żałował. Zasugerował mi też, że jest jeszcze czas żebym przeszedł do niego. Wtedy moje życie będzie wyjątkowe, malinowe i usłane różami - opowiada Grzegorz Kirwiel.

Podobną ofertę nie do odrzucenia miał usłyszeć od Antoniego E., Petr Pacinek - przedstawiciel na Polskę producenta czeskich automatów do hazardu. Argumentem znów miały być koneksje Antoniego E. w budynku prokuratury.

- Przyniósł teczkę z sobą, pokazywał różnego charakteru dokumenty z prokuratury, z prowadzonego śledztwa w sprawie firmy, przeciw jej właścicielowi. Szczegółowo wymienił, że jego układ z prokuratorem prowadzącym to śledztwo jest na tyle wąski, że nawet jeżdżą razem polować na żubry. Mówił, że ma dostęp do wszystkich informacji i do wszystkiego, co się dzieje, że tak naprawdę tym steruje. Pochwalił się mi tą wiadomością i ostrzegł żebyśmy uważali, bo jeżeli nie będziemy z nim współpracować, to może i nam zrobić jakiś kłopot - twierdzi Petr Pacinek, przedstawiciel czeskiej firmy Synot na Polskę.

Przez ostatnie cztery tygodnie próbowaliśmy umówić się na rozmowę z Antonim E. Od trzech tygodni mężczyzna nie odbiera telefonu od naszej redakcji. *

* skrót materiału

Reporter: Łukasz Kurtz

(Telewizja Polsat)