Zmarła w szpitalu. Nie dostała pomocy?

Zmarła w szpitalu. Nie dostała pomocy?

Tragedia w szpitalu w Białej Podlaskiej. 30-letnia Anna Malinowska zmarła na oddziale intensywnej terapii. Kobieta była w szóstym miesiącu ciąży. Pod opiekę lekarzy trafiła kilka godzin wcześniej. Inne pacjentki twierdzą, że pani Anna męczyła się przez prawie cztery godziny, a pielęgniarki nie reagowały.

To była druga ciąża 30-letniej Anny Malinowskiej. 8 lat temu urodził się jej syn Dominik. Cała rodzina cieszyła się, że tym razem będzie dziewczynka. W 25 tygodniu ciąży kobiecie odeszły wody płodowe, pojechała do bialskiego szpitala.

- Wyszliśmy od niej o godzinie 18, a o 5. rano dowiedzieliśmy się, że nie żyje - opowiada Jacek Malinowski, mąż pani Anny.

30-letnia kobieta i jej nienarodzona córeczka umarły z niedzieli na poniedziałek na oddziale intensywnej terapii. Oficjalną przyczyną śmierci była niewydolność krążeniowo-oddechowa.

- Jedna z dziewczyn opowiedziała mi, że moja siostra źle się poczuła, zaczęła gorączkować. Wezwano pomoc. Pielęgniarka powiedziała jednak, że to nic szczególnego. Około godziny pierwszej w nocy siostra odłączyła sobie kroplówkę i ledwo trzymając się na nogach poszła po pomoc do pielęgniarki. Wtedy przewieziono ją na oddział intensywnej opieki medycznej - mówi Adam Karmel, brat Anny Malinowskiej.

- Personel reagował na każdy sygnał ze strony pacjentki i pacjentek leżących obok na tej samej sali - twierdzi Joanna Kozłowiec, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Białej Podlaskiej.

Według relacji pacjentek Anna Malinowska męczyła się prawie cztery godziny, pielęgniarki nie reagowały, lekarza nie było. Stan pacjentki się pogarszał - nie wynika to jednak ze szpitalnej dokumentacji.

- Skontaktowało się ze mną wiele kobiet, zarówno telefonicznie, jak i mailowo. Z ich relacji wynika, że przypadek Ani Malinowskiej nie jest odosobniony. Kobiety opisywały mi, co przeszły w tym szpitalu. Zarejestrowałem je na moim telefonie - opowiada Ryszard Fedyk, dziennikarz "Słowa Podlasia".

Oto fragment nagrania z telefonu komórkowego dziennikarza:

"Podłączono mnie pod kroplówkę. Przyszedł ordynator i powiedział, że kroplówki czasem działają z opóźnieniem, a potem się okazało, że mojemu dziecku tętno zanikało! Miałam być monitorowana, ale nikt do mnie nie zajrzał".

- Dominik, ośmioletni syn Ani, do dnia dzisiejszego nie jest w stanie dojść do siebie. Zamyka się we własnym świecie, nie wiadomo, czy się otworzy na świat zewnętrzny. On zdaje sobie sprawę, że jego mama nie żyje, ale ma cichą nadzieje, że ją znowu zobaczy. Ostatnio narysował dla niej laurkę - opowiada Adam Karmel, brat Anny Malinowskiej.*

* skrót materiału

Reporter: Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)