Cudownie ocalały z katastrofy śmigłowca
Leciał ratować ludzi, sam omal nie zginął. Ratownik medyczny Andrzej Nabzdyk jako jedyny przeżył katastrofę śmigłowca. W wypadku zginęli pilot i sanitariusz. Zaledwie 6 tygodni po wypadku, ratownik myśli poważnie o powrocie do pracy. Jak mówi, jest ona jego życiowym paliwem, siłą, która każe mu walczyć o siebie.
- Kilkadziesiąt kilometrów za Wrocławiem napotkaliśmy ścianę śniegu. Dziwna chmura doprowadziła do wypadku. Jak już się obudziłem na miejscu, to zacząłem poruszać poszczególnymi częściami ciała. Stwierdziłem, że mogę ruszać głową i oddychać - opowiada Andrzej Nabzdyk.
- Andrzej, pomimo tak koszmarnych urazów, jakich doznał, był sobą. Ja po cywilu byłem, a doktor Wojciech w mundurze. Andrzej na jego widok powiedział, że bardzo dobrze mu w czarnym - wspomina Piotr Szetelnicki, specjalista medycyny ratunkowej w pogotowiu lotniczym we Wrocławiu.
Prawdopodobnie przyczyną katastrofy śmigłowca były złe warunki atmosferyczne. Wypadku nie przeżył pilot ani sanitariusz. Andrzej Nabzdyk jako jedyny ocalał. W tragicznym stanie trafił do szpitala wojskowego.
- To jest palec boży. Jestem wierzący i myślę, że anioł stróż czuwał nade mną. Może coś jeszcze mam do zrobienia w życiu - mówi Andrzej Nabzdyk i dodaje: Miałem szaleńczą myśl, aby wrócić do pracy po zakończeniu zwolnienia, czyli w połowie maja. Będzie to jednak zależało od tego, jak szybko nauczę się chodzić w protezie.
- W zeszłym roku Andrzej spędzał urlop na Wybrzeżu i aby podtrzymać swój kontakt z pogotowiem lotniczym wziął dyżury w pogotowiu. W trakcie urlopu - mówi dr Zbigniew Dragan z pogotowia ratunkowego we Wrocławiu.
- W każdej innej sytuacji też byśmy polecieli, nawet gdybyśmy mieli świadomość, że coś się może wydarzyć - mówi Andrzej Nabzdyk.*
* skrót materiału
Reporter: Bożena Golanowska
bgolanowska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)