Dla urzędników kombatantem nie jest
Antoni Bugaj twierdzi, że wraz z rodziną trafił do obozu karnego w Działdowie. Jego wersję potwierdzają inni więźniowie tego obozu. Mimo to, urzędnicy nie chcą przyznać mężczyźnie statusu kombatanta. Nie liczą się nawet z wyrokiem sądu.
Gdy wybuchła wojna, pan Antoni miał 5 lat, jego siostra trzy. Ojciec był kowalem. Miesiąc przed wybuchem wojny otrzymał powołanie do wojska. W 1939 roku został złapany przez hitlerowców i osadzony w obozie jenieckim w Olsztynku, z którego udało mu się uciec. Wtedy jego żonę i dzieci regularnie zaczęli odwiedzać niemieccy żandarmi.
- Pierwsze, co zrobili, to zabili psa. Z czasem zaczęły się krzyki, przekleństwa, pobili mamę - opowiada Antoni Bugaj.
Represje i wielokrotne, nocne wizyty Niemców trwały blisko 10 miesięcy. Ojciec odwiedził przez ten czas dwa razy swoją rodzinę. Niestety, owoc tych odwiedzin przesądził o jej losie.
- Głównym powodem nachodzeń Niemców było to, że mama była w ciąży. Mieli więc pewność, że ojciec jest - wspomina Antoni Bugaj.
W listopadzie 1940 r ciężarna matka pana Antoniego razem z dziećmi - jak twierdzi pan Antoni - została karnie wywieziona do hitlerowskiego obozu w Działdowie.
Do pana Antoniego powracają koszmary: widok skatowanej matki wracającej z przesłuchań. Dziś kombatanci z obozu, po 70 latach potwierdzili jego wersję. To jednak nie wystarczyło by Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych dał wiarę historii pana Antoniego i przyznał mu status kombatanta. Pomimo dwóch wyroków sądu uchylających decyzję Urzędu, ten uparcie twierdzi, że pan Antoni był w obozie przesiedleńczym, a nie karnym.
Wieś Duczmin według źródeł historycznych przesiedlana była dopiero w 1941 roku a rodzina została wywieziona już w 1940 roku.
Linia obrony Urzędu ds. Kombatantów jest taka, że przyznając uprawnienia obu świadkom pana Antoniego, urzędnicy nie wiedzieli, że w Działdowie obok obozu karnego był również przesiedleńczy. Założono bez żelaznych dowodów, że świadkowie i pan Antoni byli właśnie w tym drugim. Gdyby uznano pana Antoniego za kombatanta, otrzymałby dodatek do emerytury oraz dostęp do lepszej opieki medycznej. Nie o to jednak walczy.
- Jest mi żal, że nikt nie jest w stanie pojąć tych rzeczy. Ja z powrotem wróciłem do tego Działdowa, choć od tamtego czasu tam nie byłem. Tych drutów i szlabanu nie wymaże się z pamięci. Ja z tym umrę, to zostaje w pamięci na zawsze. Żal, że muszę tłumaczyć rzeczy oczywiste komuś, kto nie wykazuje dobrej woli - podsumowuje Antoni Bugaj. *
* skrót materiału
Reporter: Bożena Golanowska bgolanowska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)