Dzięki Interwencji odzyskał wolność
Siedział w areszcie, choć przyznał się inny. Trzy tygodnie temu pokazaliśmy materiał o śledztwie w sprawie zbiorowego gwałtu w Rudzie Śląskiej. Jednym z zatrzymanych był Artur Skrzyczek. Jego wina wzbudziła nasze wątpliwości. Na policję zgłosił się nawet mężczyzna, który przyznał, że zgwałcił kobietę, a w areszcie siedzi nie ta osoba. Jednak dopiero po naszej interwencji pana Artura wypuszczono na wolność.
- Ta sprawa mogła być spokojnie wyjaśniona w ciągu 48 godzin. Wszystkie konfrontacje mogły być wtedy przeprowadzone jeszcze zanim trafiłem do aresztu - mówi Artur Skrzyczek, który spędził 23 dni w areszcie. Dwa tygodnie temu Artur Skrzyczek opuścił areszt śledczy w Bytomiu. Mężczyzna cieszy się, że jest na wolności, ale nie potrafi zapomnieć o koszmarze, który przeżył za kratkami.
- Od początku zastanawiałem się, jakim cudem moje nazwisko padło w tej sprawie. Dlaczego ja? Były momenty załamania psychicznego, myślałem, że już stamtąd nie wyjdę - opowiada Artur Skrzyczek. Dlaczego prokuratura wypuściła Artura Skrzyczka na wolność? Bo kiedy po naszej interwencji przeprowadzono badania DNA oraz bezpośrednie konfrontacje z udziałem pokrzywdzonej i świadków okazało się, że w areszcie siedzi niewłaściwa osoba. Dlaczego konfrontacje nie odbyły się wcześniej, tuż po zatrzymaniu?
- W tego typu sprawach staramy się chronić osoby pokrzywdzone i nie wykonywać bezpośrednich okazań, jeśli to nie jest niezbędne - mówi Adam Czarnecki z Prokuratury Rejonowej w Rudzie Śląskiej. Przypomnijmy. 12 października 2008 roku późnym wieczorem Grzegorz Skorka, Bogusław K. i Tomasz B. poszli do baru. Pili alkohol. W pewnym momencie dosiadła się do nich młoda kobieta oraz nieznany im mężczyzna.
- Popiliśmy oczywiście. Ja pojechałem do domu, a oni zostali - opowiada Grzegorz Skorka, świadek zdarzenia. Nad ranem pozostali trzej mężczyźni i Barbara H. opuścili lokal. Poszli do mieszkania kobiety. Tam doszło do zbiorowego gwałtu i pobicia.
- Podjęte czynności pozwoliły na ustalenie i zatrzymanie w ciągu 48 godzin dwóch sprawców tego przestępstwa - informuje Piotr Palion z Komendy Miejskiej Policji w Rudzie Śląskiej. Bogusław K. i Tomasz B. trafili do aresztu. Przebywają tam do dzisiaj. Jeden z nich przyznał się do winy, drugi zasłaniał się niepamięcią. Przez kilka miesięcy policja i prokuratura nie mogły ustalić, kim był trzeci sprawca. W końcu, 17 marca zatrzymano 24-letniego Artura Skrzyczka. Tomasz Skrzyczek nie uwierzył w winę swojego brata. Zaczął szukać trzeciego gwałciciela. Dowiedział się, że może nim być Damian B.
- Pojechaliśmy z nim na komendę, powiedzieliśmy, że to jest ten trzeci sprawca, przesłuchano go i wypuszczono po pół godziny - opowiada Grzegorz Skorka, świadek zdarzenia. Dlaczego zatem aresztowano Artura Skrzyczka? Bo pokrzywdzona i jeden ze współsprawców mieli go rozpoznać na zdjęciu. Bezpośredniej konfrontacji jednak wtedy nie było.
- Podejrzanej były przedstawione cztery zdjęcia. Na trzech były osoby, które nie miały włosów, a na czwartym ja. To kogo miała wybrać spośród tych czterech? Ona wcześniej zeznawała, że chłopak miał włosy postawione na jeża, tak jak ja - opowiada Artur Skrzyczek. Pan Artur chciałby normalnie żyć i zapomnieć o całej sprawie. Na razie jednak nie może, bo ciągle oficjalnie jest podejrzanym o gwałt. Kiedy dostanie postanowienie o umorzeniu przeciwko niemu śledztwa, będzie walczył o odszkodowanie.
- Będziemy robić wszystko, żeby ludzie, którzy zawinili w tej sprawie, ponieśli konsekwencje - zapowiada Tomasz Skrzyczek, brat podejrzanego o udział w gwałcie Artura. *
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk pbak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)