Fotoradar - jak uniknąć kary?
W Polsce kwitnie handel punktami karnymi z fotoradaru! W Internecie pełno jest ogłoszeń, od osób chętnych przejąć punkty za pieniądze. Warunek jest jeden - na zdjęciu z fotoradaru nie widać, kto prowadził samochód. Jeśli tak jest, podszyć się pod kierowcę może każdy. Mimo, że przestępstwo zagrożone jest karą nawet 3 lata więzienia, chętnych nie brakuje.
- To jest zdjęcie z fotoradaru. Ja się przyznaję, że jechałem tym autem, mandat biorą państwo na siebie, ale ja dostaję punkty karne na prawo jazdy - mówi Marcin, który chce przejąć 8 punktów karnych za 500 zł.
24 punkty karne. Magiczna granica, która spędza sen z powiek niejednemu kierowcy. Następny punkt - i policjanci zabierają prawo jazdy. Przy osobistej kontroli drogowej ciężko uniknąć kary. Ale polscy kierowcy znaleźli sposób, jak pozbyć się niechcianych punktów z fotoradarów.
- Fotografia musi być na tyle niewyraźna, by było trudno zweryfikować kierowcę. Wtedy ktoś, kto chce zarobić pieniądze, może się "podłożyć". Idzie na policję i mówi, że w tym dniu kierował tym samochodem i to on jest na zdjęciu - mówi Krzysztof Markiewicz, redaktor portalu Interweniuj.pl.
Gdzie znaleźć chętnego, który się "podłoży"? W Internecie. W sieci aż roi się od tego typu anonsów. Postanowiliśmy sprawdzić, jak duże jest rzeczywiste zainteresowanie handlem punktami. Odzew przerósł nasze oczekiwania. Tylko w ciągu trzech dni napisało do nas ponad czterdzieści zainteresowanych osób. Pomysłowość ogłoszeniodawców nie zna granic. Na spotkania przychodzą z gotowymi scenariuszami działania.
- Jest pani moją siostrą cioteczną. Akurat ja potrzebowałem samochodu, żeby jechać do dziewczyny i akurat mi się tak trafiło. No ale nie chcę przecież obarczać mojej siostry ciotecznej mandatem i punktami - opowiada Kamil, który handluje punktami karnymi.
Oto fragment maila od osoby, która chce przejąć punkty karne za pieniądze:
"Obecnie mam długie włosy, ale jeśli kierowca na zdjęciu ma krótkie, to mogę ściąć, nie ma problemu. Jeśli kierowca jest grubszy, to założę kilka bluz z polaru i też będzie dobrze".
Cennik chętnych na punkty jest dość zróżnicowany. Powód? Zawsze ten sam: pieniądze.
- Kwoty na czarnym rynku są w granicach od 100 do 200, a nawet 400 zł za punkt - mówi Krzysztof Markiewicz, redaktor portalu Interweniuj.pl.
Handel punktami karnymi to przestępstwo zagrożone karą więzienia nawet do trzech lat. Udowodnić to jednak jest niezwykle ciężko - obu stronom zależy przecież na dyskrecji. Mimo to, policja nie boi się oszustów. A ci, jak się okazuje, nie boją się policji.
- Myślę, że dla policji liczy się po prostu, że ktoś zapłaci. Nieważne kto - twierdzi Martyna, która chce przejąć 8 punktów za 1100 zł.
- Trudno, żebyśmy z góry zakładali, że osoba, która jest pouczona o odpowiedzialności karnej grożącej za złożenie fałszywych zeznań, kłamie. Jeżeli się sama stawia i stwierdza, że kierowała pojazdem oraz popełniła wykroczenie, to trudno z góry tutaj zakładać, że składa fałszywe zeznania - mówi Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
Policja zapowiada walkę z tymi, którzy liczą na szybki zarobek. Funkcjonariusze liczą na zdrowy rozsądek biorących udział w transakcjach. Ci jednak zupełnie się tym nie przejmują i chętnie umawiają się z nami na rzekomą wizytę na policji.
- Myślę, że ci wszyscy ludzie powinni się zastanowić, kogo tak naprawdę oszukują. Czy nie samych siebie? Zaraz może się okazać, że osoba, która jedzie 200 km na godzinę nie wyrobi się na zakręcie i uderzy w nich czołowo. Może dojść do naprawdę poważnych tragedii - ostrzega Joanna Kącka z Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)