On siedzi, a przyznał się inny

On siedzi, a przyznał się inny

Policja aresztowała niewinnego mężczyznę? Artur S. z Rudy Śląskiej jest podejrzany o udział w zbiorowym gwałcie i pobiciu kobiety. Rodzina mężczyzny twierdzi, że jest niewinny. Na policję zgłosił się nawet mężczyzna, który przyznał, że zgwałcił kobietę a w areszcie siedzi nie ta osoba. Policja mu jednak nie uwierzyła.

- Na sto procent ten, który jest teraz zamknięty, nie brał udziału w tym zdarzeniu - mówi Grzegorz S., świadek zdarzenia. 

12 października 2008 roku. Późny wieczór. Grzegorz S., Bogusław K. i Tomasz B. idą do baru. Piją alkohol. W pewnym momencie dosiada się do nich nieznany im mężczyzna, a potem jeszcze młoda kobieta.

- Ja miałem już dość, zamówiłem taksówkę i pojechałem do domu, a później się stało to wszystko - mówi Grzegorz S., świadek zdarzenia.

Nad ranem pozostali trzej mężczyźni i Barbara H. opuścili lokal. Poszli do mieszkania kobiety. Tam doszło do zbiorowego gwałtu i pobicia.

Bogusław K. i Tomasz B. trafili do aresztu. Przebywają tam do dzisiaj. Jeden z nich przyznał się do winy, drugi zasłaniał się niepamięcią. Przez kilka miesięcy policja i prokuratura nie mogły ustalić, kim był trzeci sprawca. W końcu dwa tygodnie temu zatrzymano 24-letniego Artura S.

- To jest dla mnie niezrozumiałe, ja tam byłem i wiem, że ten Artur na sto procent tam w ogóle nie był - mówi Grzegorz S., świadek zdarzenia.

- Mój brat był wtedy domu. W sierpniu otworzyliśmy pizzerię i pracowaliśmy dzień w dzień - zapewnia Tomasz Skrzyczek, brat aresztowanego Artura.

Pan Tomasz nie uwierzył w winę swojego brata. Zaczął szukać faktycznego sprawcy gwałtu. Dowiedział się, że jest nim Damian B.

- Pojechaliśmy do niego i on się przyznał do wszystkiego. Zabraliśmy go na komisariat. Tam powiedział policjantowi, że przyszedł się przyznać, bo niewinny człowiek za niego siedzi - opowiada Tomasz Skrzyczek, brat aresztowanego Artura.

- Policjanci stwierdzili, że mnie tam w ogóle nie było. A byłem - mówi Damian B.

- Damian B. był przesłuchany przez prokuratora. Przyznał się, ale my niekoniecznie musimy wierzyć w to, co mówi - informuje Jolanta Borkowska z Prokuratury Rejonowej w Rudzie Śląskiej.

Dlaczego zatem aresztowano Artura S.? Bo pokrzywdzona i jeden ze współsprawców mieli go rozpoznać na zdjęciu. Bezpośredniej konfrontacji jednak nie było.

- W przypadku gwałtu unikamy narażenia pokrzywdzonej na oglądanie "na żywo" oprawców. Są to okazania, gdzie jest kilka różnych zdjęć i wtedy pokrzywdzona wskazuje - wyjaśnia Jolanta Borkowska z Prokuratury Rejonowej w Rudzie Śląskiej.

- Mówiłam temu policjantowi, że na 80 procent go rozpoznałam. Na wszystkich czterech obrazkach był ten sam człowiek - mówi Barbara H., ofiara gwałtu.

Artur S. złożył zażalenie na postanowienie o tymczasowym aresztowaniu. Czeka na rozpatrzenie go przez sąd. Jeśli prokuratura skieruje przeciwko niemu akt oskarżenia, za udział w zbiorowym gwałcie grozi mu do 15 lat więzienia.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)