Straż zlekceważyła pożar
Straż pożarna w Ostródzie na Mazurach potrzebowała aż dwóch godzin, by podjąć decyzję o rozpoczęciu akcji gaśniczej w jednym z budynków w mieście. Mogło dojść do tragedii. Na szczęście ewakuację mieszkańców przeprowadził jeden z lokatorów.
Ostróda na Mazurach. Wieczorem 16 marca, pan Andrzej Kęska poczuł dym. Zaniepokoiło go to. Uznał, że powinien poinformować Straż Pożarną. Było tuż po godzinie 22.
- Strażak powiedział, że to sprawdzi. Po około pół godziny nic się nie działo, więc znowu zadzwoniłem na straż pożarną. Dyspozytor oświadczył mi, że wysłał patrol policji i jak oni jeszcze nie przyjechali, to ich ponagli. Za 15 minut przyjechała policja, obeszli blok dookoła i pojechali - opowiada Andrzej Kęska.
- Policjanci sprawdzili okolice tego budynku. Mieli informacje ze straży pożarnej, że w okolicach tego bloku unosi się dziwny zapach. Wtedy nie stwierdzili nic niepokojącego - informuje Janusz Karszewski z policji w Ostródzie. - Jakby weszli na klatkę, to by wyczuli, że gdzieś się pali. Wszystko szło na korytarz - mówi Jarosław Zega, dozorca.
Minęło już półtorej godziny od pierwszego zgłoszenia. Dym był coraz intensywniejszy, a strażaków nadal nie było. Robiło się niebezpiecznie, pan Andrzej Postanowił działać.
- Wyskoczyłem z mieszkania, zacząłem budzić sąsiadów. W tym czasie policja przyjechała. Zrobił się jeszcze gęstszy, czarny dym na klatce. Nic nie widziałem - wspomina Andrzej Kęska.
- Mieszkający na pierwszym piętrze mieliby gdzie uciekać, ale z wyższych pięter już nie. Musieliby skakać przez okno czy z balkonu - dodaje Mirosława Kęska, matka pana Andrzeja.
Dopiero po północy nadjechały wozy straży pożarnej - przypomnijmy - po dwóch godzinach od pierwszego telefonu pana Andrzeja. Na szczęście nikomu nic się nie stało. W tej sprawie toczy się już w straży wewnętrzne postępowanie. Dyżurnemu, który przyjmował zgłoszenia, może grozić zwolnienie z pracy a nawet zarzuty prokuratorskie. Przełożeni bronią jednak podwładnego.
- Wpłynęło zgłoszenie o zadymieniu na klatce schodowej i natychmiast zostały wysłane zastępy straży pożarnej. Po trzech minutach były na miejscu - mówi Piotr Wlazłowski z Państwowej Straży Pożarnej w Ostródzie.
- Ujawnienie tego dymu nastąpiło około godziny 22, a interwencja straży pożarnej rozpoczęła się około północy. Jak wiemy z doświadczenia, czasami nawet sygnały od dzieci trzeba brać na poważnie, gdyż prowadzą one do zapobieżenia o wiele poważniejszym skutkom pożaru - informuje Ryszard Maziuk z Prokuratury Rejonowej w Ostródzie.
- Wiedziałem, że tam są ludzie i trzeba wszystko zrobić, żeby wyszli z mieszkań. Każdy powinien tak zrobić na moim miejscu - mówi Andrzej Kęska.*
* skrót materiału
Reporter: Leszek Tekielski ltekielski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)