Tony gruzu przy Wiśle!

Tony gruzu przy Wiśle!

Rozrzucił tony gruzu przy Wiśle i pozostał bezkarny. Jan Mroczkowski, lokalny biznesmen z Mazowsza, postanowił w ten sposób "wyrównać" działkę syna. Zaśmiecił przy tym cenne przyrodniczo tereny. Choć o sprawie wiedzieli urzędnicy i policja, nikt nie próbował biznesmena powstrzymać. Sprawę bada prokuratura.

Wisła. Królowa polskich rzek. Są tam tereny bardzo cenne przyrodniczo, gdzie gnieżdżą się rzadkie gatunki ptaków. Jednak nie dla wszystkich przedstawiają one taką samą wartość. 

- 30 września, kontrolując stan wału, stwierdziliśmy dowóz pyłów i gruzu na ławę przywałową i międzywale - informuje Tadeusz Kiliś z Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych - Inspektorat w Nowym Dworze Mazowieckim. - Tutaj była łąka szerokości jakichś 200 metrów, gdzie pasały się krowy i było dojście do Wisły - mówi Przemysław Pasek z fundacji "Ja Wisła".

Sprawa trafiła na policję i do prokuratury. Doniesienie dotyczyło zarówno drogi biegnącej wzdłuż wału, jak i terenu zalewowego nad Wisłą. Okazało się, że materiał ten został zwieziony przez lokalnego biznesmena na działkę jego syna.

- W sprawie tej został powołany biegły z zakresu konstrukcji wałów powodziowych i z jego opinii wynika, iż sposób utwardzania, do jakiego doszło, może naruszyć konstrukcję wałów. Równolegle prowadzone jest postępowanie dotyczące składowania odpadów na terenie chronionym - informuje Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.

Według najnowszych opinii, materiał, który znalazł się w międzywale, nie jest toksyczny. Jednak w dalszym ciągu może on stanowić zagrożenie dla przyrody. Co więcej, właściciel nie dysponuje żadnymi zezwoleniami na działalność na tym terenie. - Ja niczego nie składuję. Składuje to firma obok, która wydobywa kruszywo z Wisły i składuje je po to, żeby sprzedać. Ja tylko zniwelowałem teren i użyźniłem go - twierdzi Jan Mroczkowski.

- Są to odpady betonu oraz szlamu betonowego, które z całą pewnością nie użyźniają gleby - mówi Andrzej Gwizdała-Czaplicki z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Podobne przykłady samowoli lub składowania śmieci nad Wisłą można by mnożyć. Mimo istnienia tylu instytucji odpowiadających za stan polskich rzek, nikt nie jest w stanie tego skutecznie rozwiązać.

- To jest dla mnie całkowicie niezrozumiałe, że przez szereg miesięcy powstaje wysypisko, o którym wiedzą władze Nowego Dworu i wie policja, a sprawcy nie są zatrzymywani na gorącym uczynku. Nikt nie zatrzymał samochodów dowożących tutaj odpady - mówi Przemysław Pasek z fundacji "Ja Wisła". *

* skrót materiału

Reporter: Sylwia Sierpińska ssierpinska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)