Koniec szkoły dla niepełnosprawnych

Koniec szkoły dla niepełnosprawnych

Skandal w Bytomiu. Największa szkoła specjalna w mieście ma zostać zlikwidowana, a dzieci przeniesione do innych tego typu placówek. Rodzice niepełnosprawnych uczniów są zbulwersowani. Twierdzą, że urzędnicy wyrzucają ich dzieci, by udostępnić budynek młodzieży z Zespołu Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich. Jak w Bytomiu traktuje się niepełnosprawnych?

- Ta szkoła nie jest zamykana, bo jest zła. Tam dalej będą się uczyli uczniowie, tyle że nie nasze chore dzieci, tylko zdrowe i z tym się nie możemy zgodzić - mówi Renata Pokorska, matka 13-letniego Maćka.

Zespół Szkół Specjalnych nr 4 w Bytomiu to największa tego typu placówka w mieście. Uczy się w niej aż 160 niepełnosprawnych uczniów. I właśnie ta szkoła ma być zlikwidowana. Rodzice uczniów i nauczyciele są zbulwersowani, tym bardziej, że o zamiarach władz Bytomia dowiedzieli się dopiero pod koniec lutego.

- W Bytomiu mamy 4 zespoły szkół specjalnych, w których z roku na rok spada liczba uczniów. Tak naprawdę wszystkie te 4 placówki doskonale pomieściłyby się w dwóch szkołach - mówi Halina Bieda, zastępca prezydenta Bytomia.

- Dane demograficzne okazały się całkowicie chybione. Konkluzja jest odwrotna niż chciał prezydent. Nie dostaliśmy żadnych wyliczeń na piśmie, które wskazywałyby, że trzeba zamknąć szkołę. Ostatecznie podczas debaty na sesji okazało się, że głównym powodem, dla którego likwiduje się szkołę specjalną jest przekazanie budynku Zespołowi Szkół Gastronomiczno-Hotelarskich - mówi Jan Kazimierz Czubak, radny Bytomia.

- Proszę to powiedzieć, niech wszyscy usłyszą, że zabieracie nam budynek, zrobicie remont kapitalny i oddacie go następnej szkole. Niech wszyscy wiedzą, co władze miasta z nami robią - dodaje Grażyna Goga, matka jednego z uczniów szkoły specjalnej podczas spotkania z urzędnikami.

Z planami urzędników nie zgadza się również Renata Pokorska, matka niepełnosprawnych bliźniaków. Twierdzi, że zmiana szkoły zniszczy jej dziecku życie i spowoduje zatrzymanie rozwoju syna.

- W pierwszej klasie nauczycielka poleciła zrobić synowi badania psychologiczno-pedagogiczne, bo sobie nie dawał rady. W tej chwili jest samodzielny, ma bardzo dobre wyniki. Zmiana szkoły to jest wywrócenie życia do góry nogami, tak dla mojego dziecka jak i dla mnie. Nasi nauczyciele to są drudzy rodzice, a budynek to drugi dom - mówi pani Renata.

- Ludzie, idźcie po rozum do głowy, to jest podłe, co w tym mieście się dzieje. My chcemy normalnie żyć, jak żyliśmy do tej pory. Przez 63 lata jest to szkoła dla dzieci specjalnej troski i chcemy, żeby nasze dzieci się w niej uczyły, aż wyjdą z gimnazjum - mówi Grażyna Goga, matka jednego z uczniów szkoły specjalnej. *



* skrót materiału

Reporter: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)