Kup sobie porwanie

Kup sobie porwanie

Porwania na życzenie. Twórcy pewnego portalu uprowadzają ludzi. Przez kilka dni osoba jest śledzona, a następnie nagle porywana. Wiezie się ją zakneblowaną w bagażniku, później przetrzymuje w nieludzkich warunkach i torturuje. Ludzie płacą za to duże pieniądze. Problem w tym, że zabawa ta jest niekontrolowana i niebezpieczna. Policja ostrzega, że może zakończyć się tragicznie.

- Nie wiedziałem, co ze mną zrobią, co będzie dalej, czy mnie będą torturować - mówi Xawery, który wylicytował na aukcji porwanie.

Pragnący zachować anonimowość Tomasz K., założyciel portalu, wprowadził do swojej oferty kontrowersyjną usługę - porwanie na życzenie. Uprowadzenie można wylicytować lub po prostu kupić poza aukcją.

- Są trzy opcje: za 15, 20 lub 25 tysięcy złotych - mówi Tomasz K., organizator porwań.

Uczestnicząc w licytacji, porwanie można nabyć za kilkaset złotych. Wówczas koszty zabawy pokrywa nie tylko zwycięzca, ale także wszyscy licytujący. Po wygranej aukcji, osoba pragnąca zostać uprowadzona podpisuje zgodę na ewentualne uszkodzenie ciała, które może podczas tej zabawy nastąpić. Później w ciągu miesiąca jest obserwowana, śledzona, a następnie porywana.

- Porwaną osobę przewozimy w dowolne miejsce. Polski, Europy. Znęcamy się nad nią. To mogą być najbardziej wymyślne metody dręczenia - opowiada Tomasz K., organizator porwań.

- Chciałem poczuć, co ludzie czują podczas porwania. Opisać się tego nie da. Trzeba spróbować na własnej skórze - mówi Xawery, który wylicytował na aukcji porwanie.

Problem pojawia się, kiedy porwanie następuje w miejscu publicznym, takim jak przystanek czy skrzyżowanie. Zarejestrowaliśmy moment jednego z takich porwań. Na parkingu jednego z poznańskich centrów handlowych uprowadzono 28-letniego mężczyznę. Wcześniej oczywiście wykupił porwanie. Przyglądało się temu około 20 osób.

- Jeśli upowszechni się, że obok prawdziwych uprowadzeń istnieją napady na życzenie, to jak zobaczymy prawdziwy napad, będziemy myśleć, że to zabawa - mówi prof. Krzysztof Podemski, socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Jeżeli świadek takiego zajścia nie mający pojęcia, że to zabawa, zatelefonuje na policję i zgłosi porwanie, dojść może do zorganizowania pościgu, a nawet obławy. Co gorsza, mogą paść strzały.

- Są takie sytuacje. Pojawią się blokady na drogach, kolczatki. Jest to bardzo duże zagrożenie dla osoby kneblowanej. Tym procederem się zajmiemy - mówi Romuald Piecuch z Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu.

Osoba porwana przez organizatorów pseudo-zabawy przewożona jest w bagażniku nawet kilkaset kilometrów. Organizatorom nie przeszkadza, że ich ofiara leży cały czas zakneblowana i związana z workiem na głowie, co zagraża jej bezpieczeństwu.

Po długiej przejażdżce w bagażniku samochodu, osoba przetrzymywana jest w niebezpiecznych miejscach. Na przykład w grożących zawaleniem halach poprzemysłowych przeznaczonych do rozbiórki. Co gorsza zdarza się, że organizatorzy - jak twierdzą: dla zabawy - telefonują do nieświadomych niczego rodzin ich nieodpowiedzialnych klientów i informują o porwaniu.

- To był dla nich szok. Uwierzyli w to i przerazili się. Wiem, że mogło się to odbić na zdrowiu rodziców, ale było warto - twierdzi Xawery.

- Nie sposób tej głupiej zabawy nie skojarzyć z tragedią rodziny Olewników. Nie ma nic straszniejszego niż porwanie bliskiej osoby i wystawienie innych na przeżywanie tego. Nie świadczy to dobrze o osobach, które kosztem innych podnoszą poziom własnej adrenaliny i o tych, co te usługi sprzedają - podsumowuje Krzysztof Podemski, socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)