Płaczem odzyskał prawo jazdy?

Płaczem odzyskał prawo jazdy?

Komendant policji w Zakopanem oddał kierowcy prawo jazdy, bo ten, według komendanta, się rozpłakał. Sławomirowi D. zatrzymano dokument, gdy jedno z badań wykazało, że prowadził samochód pod wpływem alkoholu. Ponieważ kolejne temu zaprzeczyło, policjanci zabrali mężczyznę na badanie krwi. Zanim przyszły wyniki, komendant oddał Sławomirowi D. dokument. Mówi, że przejął się jego losem, a nie tym, że mężczyzna pracuje w MSZ.

Białka Tatrzańska. Połowa stycznia. Policjanci zatrzymali do rutynowej kontroli drogowej Sławomira D., turystę spod Warszawy. Pierwsze badanie wykonane o godzinie 17:43 wykazało 0,25 promila alkoholu. 

- Po pięciu minutach wykonano kolejne badanie. Okazało się, że we krwi już alkoholu nie ma. Nie ma takiej siły, żeby ktoś w ciągu 15 minut wytrzeźwiał - mówi Dariusz Nowak, rzecznik prasowy małopolskiej policji. Zdaje się, że do podobnego wniosku doszli policjanci wykonujący badanie alkomatem. Gdy trzecie badanie dało wynik 0,0, stróże prawa postanowili zawieźć kierowcę do zakopiańskiego szpitala na badanie krwi.

- Ten mężczyzna może nie tyle był agresywny, co bardzo nerwowy. Straszył wszystkich, domagał się od wszystkich konkretnych dokumentów, cały czas legitymował. Podobnie uciążliwy był w szpitalu - mówi jeden z naszych policyjnych informatorów.

- Powoływał się na Ministerstwo Spraw Zagranicznych, powoływał się na korpus dyplomatyczny. Groził, że wszystkich zwolni, łącznie z lekarzem i pielęgniarkami - dodaje drugi policjant.

Ani lekarz ani pielęgniarka wykonująca badanie nie chcieli wypowiadać się w tej sprawie. Dowiedzieliśmy się jedynie, że krew pobrano dwie i pół godziny po pierwszym badaniu alkomatem. Policjanci spisali protokół i zatrzymali prawo jazdy niefortunnego kierowcy. Najciekawsze jest jednak to, że następnego dnia rano Sławomir D. przyszedł do komendanta policji w Zakopanem i wymógł na nim zwrot zarekwirowanego prawa jazdy.

- Uzasadniały to okoliczności sprawy. On przyszedł do mnie jako zwykły obywatel - tłumaczy Józef Łukasik, komendant policji w Zakopanem.

"Zwykłego obywatela" staramy się odnaleźć w jego domu oraz w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Za trzecim razem szczęście nam dopisuje.

- W ogóle nie wypowiadałem się o tym, że pracuję w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jeżeli policjanci mieli taką informację, to na pewno nie ode mnie - zapewnia Sławomir D. Kilka dni po oddaniu prawa jazdy komendant rejonowy policji w Zakopanem przedstawił dziennikarzom lokalnych mediów swoją wersję wydarzeń.

- Powiem szczerze: przyszedł człowiek i się u mnie rozpłakał. Poważny człowiek. Najbardziej nie mógł przeżyć, że żona z córką śmiały się z niego. One to traktowały w kategoriach żartu, a dla faceta to był dramat życiowy - uzasadniał Józef Łukasik, komendant policji w Zakopanem.

- Byłem mocno zdenerwowany, ale się nie rozpłakałem. Szlag mnie trafiał, mówiąc krótko, w tej całej sytuacji - mówi Sławomir D. W małopolskiej komendzie policji utrzymują, że komendant z Zakopanego zwracając prawo jazdy nie naruszył prawa, ponieważ dysponował już wtedy wynikami badań krwi.

Pytamy specjalistów czy komendant policji miał prawo oddać prawo jazdy po odebraniu go przez policjanta. Zdania są podzielone. Większość z nich uważa, że ta sprawa jest domeną sądu, choć nie wszyscy.

- Przełożony ma nie tylko prawo, ale i obowiązek reagowania na wszelkiego rodzaju naruszenia prawa przez swoich podwładnych. Jeżeli nie było uzasadnionego przypuszczenia, że kierowca jechał po alkoholu, to powinien naprawić błąd podwładnych - mówi Adam Jasiński z Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.

- Prawo jazdy jak zostanie zatrzymane, to nie jest zwracane sprawcy takiego wykroczenia czy też przestępstwa drogowego do momentu, kiedy sąd ewentualnie inaczej nie orzeknie - mówi Marcin Łochowski z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.*

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)