Skazana za walkę z pedofilią!
Skandal. Sąd skazał dziennikarkę na rok więzienia w zawieszeniu, wpis do rejestru skazanych i 15 tys. zł nawiązki za to, że opublikowała nazwiska braci zamieszanych w aferę pedofilską. Mimo nagrania wideo, skazano tylko jednego z nich. Zaledwie na dwa lata więzienia.
Historia zaczęła się w 2003 roku. Do redakcji Super Expressu dotarła szokująca kaseta ze zdjęciami pedofilskimi. Prokuratura umarzała dochodzenie kilka razy. Szefostwo redakcji zdecydowało się na radykalny krok w tej sprawie. Opublikowano dane personalne osoby z filmu, a także jego brata.
Zdjęcia kręcono między innymi nad morzem. Rodzicom dziewczynek mówiono, że to zdjęcia "artystyczne".
- Złożyliśmy zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, ale w sprawie po raz kolejny nic się nie działo - mówi Katarzyna Brudnias, była dziennikarka "Super Expressu".
- Sąd Okręgowy, który rozpatrywał apelację stwierdził, że prokuratura skandalicznie prowadziła postępowanie - mówi Wojciech Małek z Sądu Okręgowego w Warszawie. Prokuratura rejonowa na Żoliborzu umarzała postępowanie ze względu na przedawnienie. Na zdjęciach pedofilskich widniała data aż z 1988 roku. I sprawa by ucichła, gdyby nie dziennikarka Super Expressu - Katarzyna Brudnias.
Zauważyła to, czego nie widzieli prokuratorzy! Butelkę "Pepsi" na pedofilskim filmie, którą sprzedawano w Polsce o wiele lat później, więc dochodzenie wznowiono.
- Oni powiedzieli prokuratorowi, że ktoś wmontował ich w ten film, a kasety należały do ich kolegi, który umarł - wspomina Katarzyna Brudnias, była dziennikarka Super Ekspresu.
- Biegły stwierdził, że na dowodowych kasetach video rozpoznaje głos oskarżonego Marcina J. - informuje Mateusz Martyniuk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Kasety znalazła Jolanta Bryzek, właścicielka mieszkania na Żoliborzu, w którym z kwaterunku był zameldowany Marian J. - oskarżany przez redakcję Super Ekspresu o kręcenie filmów. Właścicielka domu twierdzi, że mieszkali tam obaj bracia.
- To były kasety do oglądania przez pedofilów. Był na nich seks z dziećmi. To było coś strasznego. Widać jak Marcin J. instruuje dziewczynkę, jak ma się masturbować - mówi Jolanta Bryzek.
W końcu oskarżono, ale jedynie Marcina J. Tylko jego bowiem widać na zdjęciach. Ukarano go za utrwalanie treści pornograficznych z udziałem małoletnich. Zdaniem sądu molestowania nie było.
Kara dla Marcina J. to tylko dwa lata więzienia. Odsiedział je już w areszcie tymczasowym na warszawskiej Białołęce. Teraz chce uniewinnienia.
- Zostałem pobity przez strażników do nieprzytomności. Wybili mi zęby, wylądowałem w szpitalu. Niewinnie siedziałem w więzieniu - twierdzi Marcin J.
Dopiero dzięki nam dziennikarka oskarżona o podanie do wiadomości publicznej nazwisk dotarła do Centrum Monitoringu i Wolności Prasy SDP. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich zareagowało szybko.
- Jesteśmy w trakcie pisania prośby o ułaskawienie do prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
To niedorzeczność, żeby skazywać dziennikarza z tego powodu, że wykonuje swoją pracę dla dobra społeczeństwa, dla dobra ludzi - mówi Miłosz Marczuk, dyrektor Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP.*
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)