Zabił, a powinien być w areszcie!

Zabił, a powinien być w areszcie!

Sąd wypuścił go z aresztu, a ten zamordował. Marek W. brutalnie pobił swoją żonę, później poderżnął jej gardło. W tym czasie mężczyzna powinien być w areszcie. Sąd pozwolił mu jednak wyjść na wolność już po miesiącu.

- Wygnał dzieci z domu. Powiedział im: "idźcie do dziadka, babci, bo zabiję mamę". Leżała na podłodze we krwi - rozpacza Bartłomiej Kot -ojciec zamordowanej pani Doroty. 

W sobotnie popołudnie 31-letnia pani Dorota, matka 7-letniego Karola i 5-letniego Szymka została zamordowana przez swojego męża. Oprawca najpierw ją pobił, potem poderżnął gardło. Dzieci uciekły do dziadków. Kobieta od kilku lat była bita, początkowo ukrywała to przed rodziną.

Gehenna pani Doroty trwała od kilku lat. Jej rodzina tłumaczyła, że powinna zgłosić sprawę do prokuratury. W 2006 roku tak uczyniła, ale wycofała zeznania. Uwierzyła obietnicom męża, że się poprawi. Tak się jednak nie stało. Marek W. coraz częściej pił i bił.

- Kiedy wrócił z Anglii, to on pił non-stop - mówi Artur Jureczko, szwagier zamordowanej Doroty.

W ciągu roku policja odnotowała 11 interwencji w rodzinie państwa W. 12 stycznia maltretowana kobieta ponownie złożyła doniesienie do prokuratury. Trzy dni później Marek W. w obecności dzieci pobił żonę po raz kolejny. Mężczyzna został zatrzymany i aresztowany.

- Prokurator stwierdził, że istnieje obawa, że podejrzany popełni czyn przeciwko życiu lub zdrowiu, którego popełnieniem groził - informuje Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Marek W. został aresztowany na trzy miesiące, ale odwołał się od tej decyzji. W przeciwieństwie do prokuratury, sąd okręgowy stwierdził, że interwencje policji, zeznania kobiety i jej rodziny, to za mało by przestępca mógł spełnić groźby morderstwa. Marek W. został zwolniony z aresztu. Nie zastosowano wobec niego nawet dozoru policyjnego. W tym samym dniu, kiedy oprawca wyszedł na wolność, sąd wysłał pismo z powiadomieniem o tym fakcie do ofiary? pocztą. Nie doszło na czas.

- Zareagowalibyśmy, gdybyśmy wiedzieli, że on wyjdzie. Dorota na pewno nie poszłaby do domu. Wszystko inaczej by się potoczyło - twierdzi Magdalena Kot, szwagierka zamordowanej Doroty.

- To nieprawda, że ta kobieta nie żyje, bo wypuściliśmy Marka W. z aresztu. Marek W. mógł wyjść po trzech miesiącach, to jest tylko i wyłącznie jego wina - mówi Anna Samulak z Sądu Okręgowego w Lublinie.*

* skrót materiału

Reporter Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)