Decyzja NFZ, jak wyrok
Dwa lata temu u Władysława Kąkola wykryto nowotwór złośliwy. Lekarze usunęli zaatakowaną przez chorobę nerkę. Rak ponownie dał jednak o sobie znać. Przerzuty zaatakowały płuca, a także mózg. Zdaniem lekarzy szansą dla pana Władysława może być niestandardowa chemioterapia. Niestety, NFZ odmówił refundacji niezbędnego leku. Życie mężczyzny okazało się mniej wartościowe niż kosztująca 16 tys. zł miesięcznie terapia.
- To jest wyrok dla tego człowieka. Przestajemy go leczyć, przestaje się go ratować. Odsyła do domu. I każe mu się czekać na śmierć - mówi Barbara Pepke, prezes fundacji Gwiazda Nadziei.
- Musimy podejmować decyzje dotyczące wydawania pieniędzy w sposób racjonalny, tak by szansa wyleczenia chorego była jak największa. W tym konkretnym przypadku takich szans, trzeba sobie otwarcie powiedzieć, nie ma - twierdzi Mariusz Szymański, rzecznik pomorskiego NFZ.
Trzydzieści lat przepracował w Stoczni Gdynia. Nie chorował, nie spędził ani dnia na zwolnieniu lekarskim. Bo 46-letni Władysław Kąkol problemów ze zdrowiem nigdy nie miał. Choroba zaatakowała z nienacka. Dwa lata temu.
Zaatakowana przez raka nerka została usunięta. Spokój nie trwał jednak długo. Po kilkunastu miesiącach choroba ponownie dała o sobie znać. Na płucach, a potem na mózgu pojawiły się przerzuty. Ratunkiem dla pana Władysława miała być tzw. chemioterapia niestandardowa - Nexavar - nowoczesny środek leczniczy.
Jednak pomorski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia twierdzi, że nie sfinansuje leczenia pana Władysława Nexavarem, bo ten lek jest bardzo drogi. W swej opinii powołuje się na Agencje Oceny Technologii Medycznych - ciało doradcze Ministerstwa Zdrowia, które w czerwcu 2008 roku wydało negatywną opinię o tym leku. Życie pana Władysława okazało się mniej wartościowe niż kosztująca 16 tys. zł miesięcznie terapia.
- Ten lek został medialnie okrzyknięty jako znakomity, ale nie ma na to żadnych dowodów klinicznych - twierdzi Wojciech Matusewicz, dyrektor Agencji Oceny Technologii Medycznych.
Żywym zaprzeczeniem tej tezy jest Krzysztof Kolberger. Aktor od 19 lat zmaga się z rakiem nerki. Od 4 lat żyje dzięki leczeniu chemioterapią niestandardową. Tą samą, której ze względu na rzekomą nieskuteczność NFZ odmówił panu Władysławowi.
- Kilka lat żyję już dzięki tym lekom. Te środki powinny być stosowane, być dostępne dla tych, którzy ich potrzebują - twierdzi Krzysztof Kolberger, aktor, który choruje na raka nerki.
Pochodzący z okolic Gdańska pan Władysław miał pecha. Bo - jak się okazuje - szansa na przeżycie w przypadku chorego na raka nerki zależy od tego, w którym województwie się zachorowało.
- Odziały wojewódzkie: małopolski, śląski, mazowiecki wydają zgody na leczenie tych chorych. Chorzy mają szansę na powstrzymanie procesu chorobowego, z kolei oddziały: zachodniopomorski, pomorski, wielkopolski, tych zgód nie wydają - mówi Barbara Pepke, prezes fundacji "Gwiazda Nadziei".
Pomorski NFZ zapowiada, że zdania nie zmieni. Chociaż bliscy pana Władysława drżą o jego przyszłość, ten nie poddaje się. Wierzy, że wyjdzie zwycięsko z walki o własne życie. *
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz @polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)