Dobry zwyczaj - nie pożyczaj

Dobry zwyczaj - nie pożyczaj

Ogromne pieniądze wyłudzone przez oszustów. Państwo L. namawiali znajomych do inwestowania w hurtownię odzieży. Wzbudzali zaufanie. Ludzie chętnie dawali im pieniądze i liczyli na zyski. Niektórzy zaciągnęli nawet kredyt w banku. W ten sposób państwo L. oszukali kilkadziesiąt osób.

- W ciągu pół roku pani L. wyciągnęła ode mnie w sumie 600 tysięcy złotych - mówi Wojciech Wawrzeńczyk, oszukany przez państwa L.

- Z tych pieniędzy nie odzyskaliśmy ani złotówki. Nie usłyszeliśmy nawet słowa "przepraszam" - dodaje jego żona, Marzena.

Kilka lat temu państwo Wawrzeńczyk poznali Renatę i Krzysztofa L. Szybko się zaprzyjaźnili, zaczęli bywać u siebie na wspólnych imprezach. Pani L. zaczęła pożyczać od państwa Wawrzeńczyk niewielkie kwoty pieniędzy, które zawsze oddawała. W końcu zaproponowała im interes życia.

- Powiedziała, że jest świetny interes do zrobienia, że ma znajomą w Niemczech, która ma ogromną hurtownię odzieży męskiej i będzie zakładała drugą. Mąż dał jej 100 tysięcy złotych, potem następne 100 tysięcy, wziął kredyt. Łącznie pożyczyliśmy im 600 tysięcy złotych w tym 350 tysięcy z kredytu - opowiada Marzena Wawrzeńczyk.

Marzena i Wojciech Wawrzeńczyk cierpliwie czekali na zwrot pieniędzy. W końcu państwo L. byli ich przyjaciółmi i szanowanymi w mieście osobami - ona nauczycielką, a on inspektorem Państwowej Inspekcji Pracy. O tym, że zostali oszukani, dowiedzieli się przypadkiem, kiedy do drzwi ich mieszkania zapukał inny wierzyciel państwa L.

- Zapytał, czy pożyczyłem od nich pieniądze, bo mu tak powiedzieli - wspomina Wojciech Wawrzeńczyk.

- Wtedy zrozumiałam, że faktycznie coś jest nie tak. Zaczęłam dzwonić do znajomych, okazało się, że ogromna grupa ludzi pożyczyła im pieniądze - dodaje Marzena Wawrzeńczyk.

Wawrzeńczykowie dotarli między innymi do pani Danuty, która podżyrowała Renacie L. pożyczkę. Kobieta nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka jest oszustką.

- U mnie jest to ponad 30 tysięcy złotych Nie dawałam rady spłacać tej pożyczki w banku, musiałam sprzedać dom. Ludzie dzwonili do mnie i płakali, że jest im winna po 200 tysięcy złotych. To było kilkadziesiąt osób - opowiada Danuta Płocieniczak, oszukana przez państwa L.

Jednak tylko kilka poszkodowanych osób zdecydowało się walczyć o swoje pieniądze. Złożyli doniesienie do prokuratury. W Sądzie Rejonowym w Bydgoszczy w 2003 roku rozpoczął się proces, który trwał 5 lat.

- Zapadł wyrok zasądzający wszystkim poszkodowanym należne kwoty z odsetkami. Ona została skazana na półtora roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, ten okres zawiasów to miał być czas na oddanie nam pieniędzy. Oczywiście nikt nic nie otrzymał - mówi Marzena Wawrzeńczyk.

Państwo L. odwołali się od wyroku, sąd uwzględnił apelację i proces zaczął się od nowa. Nie wiadomo, kiedy się skończy. Dlaczego? Bo Renata L. skutecznie opóźnia jego przebieg.

- Z zaświadczenia ze szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Świeciu wynika, że Renata L. od 24 października jest hospitalizowana - usłyszeliśmy na jednej z rozpraw.

Oszukani przez państwa L. powoli tracą nadzieję, że uda im się odzyskać stracone pieniądze. Uczestniczą jednak we wszystkich sprawach sądowych, bo chcą, żeby oszuści trafili do więzienia. Ale, czy doczekają się sprawiedliwości? *

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)