Eksmisja nie do wykonania

Eksmisja nie do wykonania

Od półtora roku zajmuje nie swoje mieszkanie. Jadwiga U. nie chciała płacić za swoje mieszkanie, więc zostało ono zlicytowane. W czerwcu 2007 roku kupili je Iwona i Tomasz Marchewkowie.

Małżeństwo do dziś nie może się do niego wprowadzić, bo Jadwiga U. skutecznie opóźnia eksmisję. Czy polskie prawo chroni dłużników?

Dwa lata temu Iwona i Tomasz Marchewkowie kupili mieszkanie na licytacji komorniczej. Wiedzieli, że w lokalu zamieszkuje Jadwiga U. licytowana za długi. O tym, że kobieta mieszka z dzieckiem dowiedzieli się już po transakcji.

- Ta pani kupiła to mieszkanie na kredyt. Od samego początku miała kłopoty z opłacaniem czynszu, nie płaciła rat, ani rachunków za wodę i ogrzewanie. Stać ją jednak było na Internet i telewizję cyfrową - mówi Tomasz Marchewka.

- Dłużniczka zaczęła się odwoływać. Trwało to do czerwca 2007 roku. Dopiero wtedy uprawomocniło się postanowienie o przesądzeniu własności - dodaje Iwona Marchewka.

Ale to był dopiero początek problemów. Następnych kilka miesięcy zajęło sądowi wydanie klauzuli wykonalności. Kiedy już ją wydał, państwo Marchewkowie za radą komornika wystąpili do sądu o nakaz eksmisji dla Jadwigi U. i jej syna. W listopadzie 2007 roku uzyskali wreszcie wyrok eksmisyjny.

- Sąd sprzedał nam mieszkanie na nazwisko, które kobieta nosiła po mężu. Jednak ta pani już przed licytacją rozwiodła się i wróciła do swojego panieńskiego nazwiska. Nie mieliśmy o tym pojęcia, wszelkie dokumenty z sądu są na złe nazwisko - tłumaczy Iwona Marchewka.

- Wtedy sędzia, która od początku prowadziła tą sprawę uchyliła czynności komornika - mówi Tomasz Marchewka.

Kolejnym problemem okazał się lokal zastępczy dla Jadwigi U. i jej syna. Państwo Marchewka zaproponowali kilka rozwiązań. Bezskutecznie.

- Zaoferowaliśmy pani U., że pomożemy jej znaleźć mieszkanie, opłacimy je z góry za pół roku i pokryjemy koszty przeprowadzki. Zero odzewu - opowiada Iwona Marchewka.

- Złożyliśmy kolejny wniosek do komornika wskazując lokal tymczasowy, normalny dom, w którym przez dziesiątki lat zamieszkiwała rodzina. Czekaliśmy kolejne dwa miesiące i co? Żadnej reakcji ze strony sądu - mówi Tomasz Marchewka.

- Toczy się stosowna procedura zmierzająca do tego, żeby ta dłużniczka z dzieckiem została tam w końcu przekwaterowana, ale proszę nie mieć do nas pretensji, że takie obowiązuje w Polsce prawo - informuje Bogusław Zając z Sądu Okręgowego w Częstochowie.

Jadwiga U. dalej mieszka w mieszkaniu, które od dwóch lat nie należy do niej. Państwo Marchewka muszą płacić raty kredytu i czynsz, ale swoje mieszkanie mogą oglądać tylko z zewnątrz.

14 listopada miała odbyć się rozprawa, na której sąd rodzinny miał zdecydować, czy syn Jadwigi U. może zamieszkać w lokalu zastępczym zaproponowanym przez nowych właścicieli. Sprawa jednak nie odbyła się, bo Jadwiga U. źle się poczuła.

- Prawo polskie jest humanitarne. Chroni najsłabszych, czyli samotne matki wychowujące dzieci i w związku z tym powoduje to znakomity sposób na wydłużenie czasu eksmisji - mówi Bogusław Zając z Sądu Okręgowego w Częstochowie.

- To nie prawda, że takie są przepisy, że na przykład złodziej może być w posiadaniu nie swojej rzeczy przez kilka lat. Doszło do sytuacji, że w tym państwie czujemy się petentami szanownych urzędników, którzy łaskawie coś zrobią albo nie zrobią. Oni mają obowiązek to zrobić, a jak nie chcą, to niech zmienią zawód - podsumowuje Marek Domagała z Rady Miasta Częstochowy.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)

(Telewizja Polsat)