Gry małżeńskie
On oskarża ją o przemoc, a ona jego. Państwo K. się rozwodzą. Nienawidzą się do tego stopnia, że nasyłają na siebie policję. Radiowóz stoi pod ich domem kilkadziesiąt razy w roku. Oskarżają się o molestowanie, bicie i groźby. Wojny małżonków nie wytrzymują już nawet ich sąsiedzi, którzy z powodu częstych interwencji policji w pobliżu ich posesji zgłosili problem do prokuratury.
Kilkadziesiąt interwencji policji w ciągu roku, nawet po kilka dziennie. Przed domem państwa K. pod Łodzią niemal codziennie stoją radiowozy. Tak od paru lat wygląda ich życie. Małżonkowie toczą przeciwko sobie wojnę. Sąsiedzi mówią, że chodzi o duże pieniądze. A raczej chodziło... Teraz pozostała tylko ruina dawnego majątku.
- Tylko patrzę, co dzisiaj rano szykuje: jakieś tam szlifierki, wiertarki, łomy, przecinaki. Nie wiem, czy drzwi będą od mieszkania zaspawane? Czy okna będą pozabijane? Czy po prostu nas powybija? - zastanawia się Marianna K.
- Opowiada wszystkim, że to ona imperium miała, a ja nic nie robiłem, tylko wódę piłem - mówi Stanisław K.
Państwo K. się rozwodzą i wystąpili o podział majątku. Jednak cały czas składają na siebie nawzajem doniesienia do prokuratury. Każde z nich twierdzi, że jest ofiarą przemocy stosowanej przez drugą stronę.
Pani K. twierdzi, że mąż groził, że ją zabije, wulgarnie wyzywał i bił ją oraz ich syna, molestował chłopca seksualnie, a także jej córkę z pierwszego związku. Pan K. także zarzuca żonie napaść, utrudnianie prowadzenia działalności gospodarczej oraz to, że chce zniszczyć majątek, który przed ślubem należał do niego.
- Nigdy w życiu jej nie uderzyłem. I to pewnie był błąd. Bo to trzeba było wziąć babę od razu, jak poznaliśmy się, potrząsnąć - mówi Stanisław K.
- Dostał zakaz zbliżania się do mnie i do syna na 100 metrów, był dozór policyjny, poręczenie majątkowe. Dużo było tych środków zapobiegawczych, ale żaden absolutnie nie jest respektowany przez niego - twierdzi Marianna K.
Pani K. złożyła skargę na policjantów, którzy interweniowali w czasie awantur w jej domu. Sąsiedzi państwa K. oburzeni faktem, że ciągle przed ich posesjami stoją radiowozy, zgłosili problem do prokuratury.
- Nic nie wynika z tych interwencji. Kompletnie! W notatkach służbowych jest pisane, że nic się nie działo, a ja albo połamane ręce mam, albo gdzieś tam porozcinaną twarz - mówi Marianna K.
- Pani Marianna pomawia policjantów o kontakty z jej mężem, o stronniczość w prowadzonych interwencjach i prowadzonych sprawach - informuje Jacek Antosiak z policji w Tuszynie.
- To jest jej metoda działania. Byłem na komendzie w Tuszynie, kiedy oficer dyżurny dostał wezwanie, by przyjechać, bo ja rzekomo zagrażam zdrowiu i życiu żony. A je siedziałem na komendzie - opowiada Stanisław K.*
* skrót materiału
Reporter: Monika Adamczyk
monikaadamczyk@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)