Pielęgniarki manipulowały dla spadku?
Profesor Zbigniew Jaśkiewicz przed śmiercią miał zapisać w testamencie 2 mln zł majątku trzem pielęgniarkom, które się nim opiekowały. Syn profesora twierdzi, że schorowany ojciec został zmanipulowany przez kobiety. Podważa także autentyczność testamentu. Sprawą zajęła się prokuratura.
Jadwiga Jaśkiewiczowa i jej mąż Zbigniew byli profesorami - założycielami wydziału prawa Uniwersytetu Gdańskiego. Ich jedyny syn Stefan, nauczyciel fizyki wychowywał się w jednym z domów w Sopocie.
4 lata temu pani profesor miała wylew krwi do mózgu. Została całkowicie sparaliżowana, z kolei u profesora pojawiły się objawy demencji starczej. Do opieki nad niedołężnymi rodzicami pan Stefan zatrudnił pielęgniarki. Według pana Stefana kobiety szybko zorientowały się, że starszymi ludźmi łatwo manipulować.
- Pierwszym sygnałem wzbudzającym nasz niepokój był zakup przez pielęgniarki, rzekomo na zlecenie mojego ojca, obwarzanków na kwotę 500 złotych. Zażądałem, aby wydatki były konsultowane z nami. Mój ojciec odebrał to jako zamach, a w związku z tym stał się jeszcze bardziej podatny na manipulacje pielęgniarek - opowiada Stefan Jaśkiewicz.
Syn złożył wniosek u ubezwłasnowolnienie ojca. Sprawę jednak przegrał, pomimo dwóch niezależnych opinii biegłych, którzy stwierdzili, że pan profesor ma demencję starczą, urojenia i wymaga leczenia psychiatrycznego.
- Pielęgniarki tak zmanipulowały mojego ojca, że postanowił nie wpuszczać nikogo z rodziny do mieszkania - mówi Stefan Jaśkiewicz.
W 2006 roku zmarła pani Jadwiga, rok później profesor został umieszczony przez pielęgniarki w prywatnym domu starców. Tam zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością.
Pielęgniarki w swoich manipulacjach - według pana Stefana - posunęły się dalej. Oskarżyły go przed sądem o znieważanie jednej z nich, znęcanie się psychiczne nad ojcem, kradzież dowodów osobistych rodziców. O tym, że pielęgniarki planowały przejęcie majątku profesorów opowiedziała przed sądem jedna z nich.
W lipcu 2008 roku profesor zmarł. Wtedy pojawił się testament, w którym pan profesor przepisał swój majątek - wart około 2 mln zł - trzem pielęgniarkom. Autentyczność dokumentu jest jednak podważana.
- Widziałem ten testament i nie wydaje mi się, że to był testament napisany przez pana profesora Jaśkiewicza, bo np. profesor nigdy nie użył wobec swojej żony sformułowania "profesor Jaśkiewicz", tylko "profesor Jaśkiewiczowa" - mówi dr Jan Woźniak, wieloletni współpracownik profesora Zbigniewa Jaśkiewicza.
Sprawa autentyczności testamentu toczy się przed sądem. Tymczasem zapadł inny wyrok: w sprawie rzekomej kradzieży dowodów osobistych przez pana Stefana. Mężczyzna został oczyszczony z zarzutów. *
* skrót materiału
Reporter: Bożena Golanowska
bgolanowska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)