Umiera - szuka rodziny dla dzieci

Umiera - szuka rodziny dla dzieci

Swietlana Jakowlewa ma nowotwór w bardzo zaawansowanym stadium. Spodziewa się najgorszego. Do tego też przygotowuje swoje dzieci. Ich biologiczni ojcowie zupełnie się nimi nie interesują. Dlatego pani Swietłana musi znaleźć rodzinę, która po jej śmierci zaopiekuje się Paulinką, Krystianem, Adrianem i Patrycją. Jeśli tego nie zrobi, dzieci zostaną rozdzielone i trafią do domu dziecka.

Swietłana Jakowlewa ma 38 lat. Kiedy czternaście lat temu ukraińska fabryka, w której pracowała zaczęła płacić pracownikom nićmi, kobieta przyjechała za chlebem do Polski. Rok temu, w święta Bożego Narodzenia, Swietłana zaczęła się gorzej czuć. Diagnoza była szokiem - rak szyjki macicy. Nieoperacyjny, w zaawansowanym stadium. Przebywająca w Polsce nielegalnie matka czworga dzieci znalazła się w dramatycznej sytuacji.  

- Nie byłam ubezpieczona, nie miałam pieniędzy, ani żadnych praw. Musieli mi ludzie pomóc. Dzięki ich pomocy zaczęłam pierwszą terapię - opowiada pani Swietłana.

Swietłana rozpoczęła naświetlania. W czerwcu pojawiła się iskierka nadziei. Guz przestał rosnąć. Radość kobiety nie trwała jednak długo.

- To był bardzo krótki okres, trzy miesiące, człowiek dopiero zaczął dochodzić do siebie, kiedy pojawił się przerzut - opowiada pani Swietłana.

- Okazało się, że nowotwór przetrwał. Nie udało się go wyleczyć całkowicie i stąd jedyną możliwością zaradzenia w tej sytuacji jest zastosowanie leczenia systemowego, czyli chemioterapii - mówi dr Krzysztof Gawrychowski, ordynator Oddziału Ginekologii Onkologicznej w Centrum Onkologii - Instytucie im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie.

Stan Swietłany jest bardzo poważny. Mimo to, wciąż samotnie wychowuje czwórkę swoich dzieci. Ich biologiczni ojcowie zupełnie się nimi nie interesują. Dzieci, choć są jeszcze małe, wyczuwają, że z mamą jest źle i robią wszystko, by jej ulżyć w cierpieniach.

Kilka tygodni temu Swietłana podjęła dramatyczną decyzję. Nim zgaśnie, chce znaleźć rodzinę, która po jej śmierci zaopiekuje się Paulinką, Krystianem, Adrianem i Patrycją. Decyzja by powiedzieć o tym dzieciom, nie była łatwa.

- One nie chcą o tym myśleć. Inne dzieci marzą o jakiejś pięknej zabawce, Paulina i Krystian pragną, aby ich mama wyzdrowiała - opowiada Beata Chojnacka, przyjaciółka pani Swietłany.

Jeśli nie znajdzie się rodzina, która da dzieciom Swietłany miłość, los ich może być podwójnie tragiczny. Tylko półtoraroczna Patrycja ma polskie obywatelstwo. Troje starszych, mimo ze urodziły się w Polsce, to obywatele Ukrainy. Jeśli Swietłany zabraknie, zgodnie z prawem zostaną deportowane i trafią do ukraińskiego domu dziecka.

- Najlepszym rozwiązaniem jest znalezienie w Polsce rodziny, która potrafiłaby te dzieci pokochać, zaakceptować, a o to nietrudno, zapewniam. To są wspaniałe dzieciaki - mówi Kajetan Wróblewski, pełnomocnik pani Swietłany.

Swietłana chce wierzyć, że jeszcze wydarzy się cud, że będzie jej dane dalej wychowywać swoje dzieci. Woli jednak nie ryzykować. Chce już teraz poznać ludzi, którzy mogliby adoptować całą czwórkę.

- Chcę być pewna, zobaczyć, jak ci ludzie zachowują się w stosunku do moich dzieci. Jak dzieci reagują na nich - mówi pani Swietłana. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz

ibrachacz@polsat.com.pl

Osoby zainteresowane pomocą dzieciom pani Swietłany proszone są o kontakt z ośrodkiem adopcyjno-opiekuńczym Caritas. Tel. (22) 334 85 22.

(Telewizja Polsat)