Zabili ich neonaziści?
Tajemnicze morderstwo w górach. W 1997 roku Ania i Robert, studenci z Wrocławia zginęli od strzałów z bliskiej odległości. Według policji wyglądało to na egzekucję. W dniu morderstwa neonaziści z całego świata obchodzili 10. rocznicę śmierci Rudolfa Hessa - prawej ręki Adolfa Hitlera. Możliwe więc, że młodzi ludzie zostali złożeni mu w hołdzie.
Jest sierpień 1997 roku. Na jednym ze szlaków w Górach Stołowych, policja odnajduje ciała dwojga młodych ludzi. To Ania i Robert - studenci wrocławskiej Akademii Rolniczej. Wszystko wskazuje na to, że padli ofiarą mordercy.
Jak ustaliła policja, Ania i Robert zginęli 17 sierpnia. Tego dnia szli na obóz naukowy do oddalonego o kilka kilometrów Karłowa. Do morderstwa doszło w biały dzień - około godziny 14. Mimo to, nikt nie zauważył w tym czasie niczego podejrzanego.
- Zakładaliśmy też, że natknęli się na jakieś przestępstwo, mogli być świadkami czegoś. Jako niewygodni świadkowie, mogli zostać zlikwidowani - opowiada Henryk Brudnik, emerytowany policjant.
- Oni prowadzili taki może nie pamiętnik, ale jakby notatnik. I ten cały pamiętnik zaginął. Być może ktoś zabrał, bo został opisany, coś w tym rodzaju - dodaje Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant.
Ania i Robert należeli do najlepszych studentów. Nie mieli wrogów. Kiedy widziano ich po raz ostatni, byli w towarzystwie pewnego mężczyzny. Do dziś nie ustalono, kim jest.
- Sprawiali wrażenie takiej zżytej grupy. Wydawało się, że nie jest to przypadkowa znajomość - opowiada Aleksander Bylec, emerytowany policjant.
Ania i Robert zostali zastrzeleni z czeskiego pistoletu typu Cezet. Wiadomo, że był on bardzo stary. Wyprodukowano go najprawdopodobniej jeszcze przed wojną. Poszukując go, policja wpadła na kolejny trop.
- Uzyskaliśmy informacje, że na terenie parku w Dusznikach odbywały się zloty neonazistów. Grupa, którą udało mi się rozpoznać, zajmowała się między innymi odszukiwaniem na tym terenie miejsc, gdzie pozostawiono skrytki z bronią, żywnością i amunicją dla grup Wehrwolfu, które miały tam później działać - mówi Janusz Bartkiewicz, emerytowany policjant.
- Mogli zabić bez powodu. Znam takich tysiące spraw - mówi Henryk Brudnik, emerytowany policjant.
Dzień, w którym zamordowano Roberta i Anię, neonaziści z całego świata obchodzili w sposób szczególny. Miała wtedy miejsce 10. rocznica śmierci Rudolfa Hessa - prawej ręki Adolfa Hitlera. Możliwe więc, że młodzi ludzie zostali złożeni w hołdzie. Do dziś nie udało się jednak zdobyć na to wystarczających dowodów.
Kilka miesięcy temu, śledztwo w sprawie morderstwa umorzono. Policjanci, którzy zajmowali się sprawą, odeszli na emeryturę. Jeżeli pojawią się jakiekolwiek nowe dowody, dochodzenie zostanie wznowione. Do przedawnienia zbrodni zostało bowiem jeszcze 20 lat.
- Przeczucie nas nigdy nie zawodziło. Wierzę w to, że wcześniej, czy później ta sprawa się wyjaśni - podsumowuje Henryk Brudnik, emerytowany policjant.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)