Zamiast oddać, zabijają dzieci

Zamiast oddać, zabijają dzieci

Wstrząsająca fala zabójstw noworodków. Sześć lat temu w jednym z mieszkań w centrum Łodzi, policja odkryła zmumifikowane zwłoki czwórki dzieci. Zabili je ich rodzice. Śledczy mieli wówczas nadzieję, że ta historia, to pojedyncza tragedia. Ale przypadków takich, jak ten, w Polsce zdarza się znacznie więcej.

8 kwietnia 2002 roku. Na gdańskim wysypisku śmieci znaleziono zwłoki nowonarodzonej dziewczynki. Była wetknięta w reklamówkę i porzucona, jak szmaciana lalka. Nie żyła od 24 godzin. 

- Czasami dzieje się tak w tzw. "szoku poporodowym", gdzie te kobiety nie mają świadomości, co robią. Dopiero po dłuższym czasie zaczyna im się przypominać, co tak naprawdę się stało - mówi Jan Kościuk z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Sprawa dziewczynki znalezionej na wysypisku wstrząsnęła mieszkańcami Gdańska. Niestety, okazało się, że to dopiero początek. Pół roku później policja znalazła kolejne zwłoki. Na cmentarzu w dzielnicy Orunia leżał martwy chłopiec. Żył 12 godzin.

- Na cmentarzu zostało porzucone kolejne dziecko, zawinięte było w czerwony ręcznik frotte, majtki damskie. Zmarło z tych samych przyczyn - opowiada Janusz Skosolas z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Tu mamy do czynienia z działaniem zaplanowanym, premedytacyjnym, celowym - chodzi po prostu o to, żeby było jak najmniej śladów i żeby miejsce zamieszkania tej kobiety było odległe od miejsca pozostawienia zwłok noworodka - mówi prof. Brunon Hołyst, kryminolog. Dwa tygodnie później przypadkowy wędkarz odkrył ciało kolejnej dziewczynki. Była utopiona w jeziorze. Żyła dwa dni. Policjanci ustalili rysopis jej matki. Kobieta w wieku około 30 lat. - Ewidentnie chciała zabić to dziecko. Był to zdrowy, w pełni rozwinięty noworodek - informuje Jarosława Krefta z Komendy Powiatowej Policji w Kartuzach.

- Zadziwiające jest, że nie nastąpiło to bezpośrednio po porodzie, że matka wiedząc, że dziecko żyje, mając z nim kontakt, dokonuje tego zabójstwa prawie po dwóch dniach - mówi Janusz Skosolas z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. Matki, które nie chcą wychowywać swoich dzieci, nie muszą posuwać się do morderstwa. Zaraz po porodzie mogą bezkarnie zostawić je w każdym szpitalu. Mimo to, wiele z nich woli rozwiązać swój problem okrutnie. Często dzieje się tak za sprawą ich życiowych partnerów. Większość porzucanych na pewną śmierć dzieci ginie z wyziębienia. Ich agonia trwa kilka godzin. Przez pierwsze kilkadziesiąt minut, histerycznie płaczą, błagając w ten sposób o pomoc. Później, nikt nie ma szansy już je usłyszeć.

- Kobiety, które decydują się na tak okrutny krok, w pewnej perspektywie w swoim życiu nigdy nie będą szczęśliwe. Nie wiem, jakim trzeba być potworem, aby w myślach nie wracać do tej ławki w parku, czy do tego śmietnika, gdzie się zostawiło reklamówkę z własnym dzieckiem. To musi wracać, jak horror, jak koszmar. To jest coś, co nie da im spokojnie żyć - mówi Mirosława Kątna, psycholog. *

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski @polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)