Zastrzelony zamiast dzika

Zastrzelony zamiast dzika

Zastrzelił go myśliwy? Dariusz Szady, zawodowy żołnierz z 20-letnim stażem, zginął podczas spaceru po lesie z psem. Śledztwo wykazało, że zabił go pocisk wystrzelony z "kniejówki". Z takiej broni w tym samym czasie strzelał do dzików Henryk W. Myśliwy, po oddaniu strzału, znalazł ciało żołnierza. Mimo to, sąd uniewinnił go ze wszelkich zarzutów.

40-letni chorąży Dariusz Szady był zawodowym żołnierzem z 20-letnim stażem. Z zamiłowania myśliwy. To właśnie z miłości do lasu, zaraz po powrocie z misji w Kosowie, kupił dom w lesie, nieopodal ukraińskiej granicy. Dla siebie, żony i trójki dzieci. Kiedy 22 lutego 2007 roku opuszczał jego próg, nie przeczuwał, że to jego ostatni spacer.

- Przed godziną 9 rano mąż wyszedł z psem. Powiedział, że idzie się przejść po lesie - opowiada Beata Szady, żona pana Dariusza.

W tym samym czasie, w lesie, samotnie polował Henryk W., myśliwy z wieloletnim stażem. Jak twierdzi, w pewnym momencie ujrzał stado pędzących dzików. Wycelował i strzelił.

- Nie wiedział, czy trafił, więc obszedł teren, gdzie strzelał. Nie widział żadnego dzika. Zobaczył jednak, że leży człowiek - opowiada Tomasz Ostafil, jeden z obrońców oskarżonego Henryka W.

Śledczy nie mieli wątpliwości. Pocisk, który zabił Dariusza Szadego, wystrzelony został z "kniejówki". Z takiej samej broni strzelał do rzekomych dzików Henryk W. Prokuratura o śmierć chorążego obwiniła więc polującego wówczas mężczyznę.

- Od razu pod uwagę była brana ta jedna osoba. Bardzo szybko, bo już następnego dnia, Henrykowi W. przedstawiono zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci - informuje Grażyna Krzyżanowska z Prokuratury Rejonowej w Jaśle.

Proces ruszył. Kolejne rozprawy, zeznania. Bliscy pana Dariusza wierzyli, że sąd w Jarosławiu sprawiedliwie osądzi sprawcę. 23 grudnia 2008 roku zapadł wyrok. Rodzina zmarłego, słysząc słowa sędzi, przeżyła szok. Sąd uniewinnił Henryka W.

Na potrzeby śledztwa sporządzono dwie ekspertyzy balistyczne. Biegli stwierdzili, że pocisk, który śmiertelnie ranił Dariusza Szadego, mógł zostać wystrzelony z "kniejówki" Henryka W. W dodatku rykoszetował, co zdaniem sądu, zwalnia myśliwego z odpowiedzialności.

Henryk W. od początku nie przyznaje się do winny. Mimo wewnętrznego poczucia niewinności nie chciał jednak wystąpić przed naszą kamerą.

- Ten człowiek jakiś czas pełnił funkcję dyrektora Izby Celnej w Przemyślu i bardzo dużo znajomości miał. Do tej pory zna ludzi na najwyższych stanowiskach w całym Podkarpaciu.

Bliscy pana Dariusza, dwa lata po zdarzeniu, wciąż nie mogą się pogodzić z jego stratą. Od rozstrzygnięcia jarosławskiego sądu będą się, podobnie jak prokuratura, odwoływać. Jedyne, czego teraz chcą, to sprawiedliwy wyrok. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)