Zmarła, czekając na diagnozę
Ciężko chora kobieta zmarła w szpitalu. Lekarze nie potrafili zdiagnozować, co jej dolega, bo aparatura do tego służąca akurat nie działała. Szpitalny sprzęt używany jest tylko w określonych porach dnia! Rodzina 54-letniej kobiety za jej śmierć obwinia lekarzy. Ci, nie mają sobie nic do zarzucenia.
Pani Bogumiła Łuczak jeszcze kilka tygodni temu była pełną życia 54-letnią kobietą. W listopadzie ubiegłego roku stan jej zdrowia jednak zaczął się pogarszać. Odczuwała ogólne osłabienie, miała spuchnięte nogi. Bez wahania więc odwiedziła swojego lekarza rodzinnego.
- Lekarz stwierdził, że nic już nie może zrobić i dał skierowanie do szpitala. Powiedział, że jest niewydolność krążenia i nerek - opowiada Marcin Łuczak,
22. listopada 2008 roku około godziny 8., sobota, izba przyjęć w szpitalu im. Jonschera w Łodzi.
- Na izbie przyjęć spędziła cztery godziny. Lekarz stwierdził, że pierwszeństwo ma bezdomny i wypisał ją do domu - mówi Marcin Łuczak, syn pani Bogumiły.
2. grudnia 2008 roku, wtorek. Wizyta w drugim szpitalu im. Kopernika.
- Lekarz stwierdził, że może iść na izbę przyjęć. Mama przyjechała jednak do domu przebrać się. Lekarz nie powiedział, że jest to coś strasznego. Gdyby mama wiedziała, że może umrzeć, nie pojechałaby do domu - twierdzi Marcin Łuczak.
Tego samego dnia. Godzina 18. Dom państwa Łuczaków.
- Mama upadła na klatce schodowej. Sąsiad pomagał położyć ją na łóżku. Była na wpół przytomna. Sanitariusz robił więcej niż lekarze. Krzyczeli, pytali, dlaczego wróciła do domu - opowiada Marcin Łuczak.
2. grudnia około godziny 23. Szpital im. Jonschera w Łodzi
- Jak się miejsce zwolniło, to przyjęli ją na salę. Z początku dobrze się czuła. Kazała mi jechać do domu - mówi Józef Łuczak, mąż pani Bogumiły,
- O godzinie szóstej rano dostaliśmy telefon, że mama nie żyje. Jeden z lekarzy stwierdził, że do stwierdzenia tych zatorów potrzebny był sprzęt, który działa tylko w niektórych godzinach. Gdy mama była, był już zamknięty - dodaje Marcin Łuczak.
O opinię poprosiliśmy dwa szpitale, które odwiedziła w ciągu kilkunastu dni pani Bogumiła. Szpital im. Kopernika w Łodzi zaistniałej sytuacji nie chciał jednak komentować.
- Postawiliśmy rozpoznanie, pacjentka była na izbie przyjęć. Śmierć miała charakter nagły. Informacja o rozpoznaniu, to naruszenie tajemnicy lekarskiej - mówi Tomasz Waszyrowski kardiolog szpital im Jonschera w Łodzi.
Rodzina Łuczaków nie ma wątpliwości, że to zaniedbanie lekarzy doprowadziło do śmierci pani Bogumiły. Dlatego już wkrótce sprawą zajmie się prokuratura. *
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk
(Telewizja Polsat)