Cuchnący problem
Tony śmierdzącej padliny zatruwają życie mieszkańcom Nowego Dworu, w województwie warmińsko-mazurskim. Od dwóch lat funkcjonuje tam składowisko szczątek martwych zwierząt. Zdaniem nowodworzan padlina zamiast trafić do chłodni wala się po okolicy. Urzędnicy twierdzą, że zakład działa nielegalnie. Mimo, to nikt nie potrafi, albo nie chce rozwiązać tego problemu.
Nowy Dwór, niewielka miejscowość oddalona zaledwie o trzy kilometry od centrum Ornety. Od czterech lat funkcjonuje tam zakład zajmujący się zbiórką padłych zwierząt hodowlanych. Co roku trafia ich tam ponad 1600 ton. Zdaniem urzędników, firma funkcjonuje bez wymaganych prawem dokumentów.
- Właściciel nie przedstawił zezwolenia na zbiórkę i transport odpadów pochodzenia zwierzęcego - informuje Krystyna Wątroba z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Elblągu.
Codziennie na składowisko przywożone są tony padliny. Zgodnie z przepisami, od razu powinna ona trafiać do chłodni. Tymczasem szczątki cuchnących zwierząt leżą w metalowych kontenerach i na betonie, tuż obok magazynów. Można je też znaleźć z rowach melioracyjnych.
- Stoi pracownik na kontenerze, odcina głowy tym zwierzętom, a dzieci patrzą, jak głowy spadają na posadzkę - opowiada Beata Parszuto, mieszkanka Nowego Dworu.
Burmistrz Ornety, po protestach mieszkańców, miesiąc temu podjął decyzję o cofnięciu właścicielowi składowiska zgody na prowadzenie działalności gospodarczej. Ta decyzja kilka dni temu została uchylona przez Wojewódzki Sąd Administracyjny, który uznał ją za niezgodną z konstytucją i łamiącą zasady swobody działalności gospodarczej.
Mieszkańcy od nas dowiedzieli się o decyzji sądu. Wspólnie z naszą ekipą próbowali wyjaśnić tę sprawę bezpośrednio u burmistrza.
- Ja niewiele mogę zrobić i rozkładam ręce - twierdzi Ireneusz Popiel, wiceburmistrz Ornety.
Właściciel składowiska odpiera wszystkie zarzuty. Niestety, nie chciał nas wpuścić na teren zakładu. W sprawie składowiska próbowaliśmy interweniować u powiatowego lekarza weterynarii.
Oficjalny komentarz usłyszeliśmy dopiero po kilku dniach.
- To nie jest zakład przyjemny, ale u nas nie ma ustawy o uciążliwych zapachach. Ten zakład spełnia wszystkie wymogi - zapewnia Krzysztof Rudziński, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Lidzbarku Warmińskim.
- Właściciel całą dokumentację zaczął robić po naszych interwencjach. Nic nie załatwił. Karę 200 zł zapłacił. To jest śmieszne - mówi Grzegorz Król, mieszkaniec Nowego Dworu.
- Urzędnicy oszukują nas, kłamią. Każdy z nich mówi, że w zakresie swoich kompetencji wszystko zrobił. To nieprawda - dodaje Beata Parszuto, mieszkanka Nowego Dworu. *
* skrót materiału
Reporter: Paweł Kaźmierczak
pkazmierczak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)