"Problemy z pęcherzem" urzędnika?
Był kompletnie pijany i załatwiał się w miejscu publicznym - tak o Janie Gilu, byłym dyrektorze Zakładu Gospodarki Lokalowej w Radzyniu Podlaskim napisała lokalna gazeta. Jej dziennikarz zauważył mężczyznę, gdy załatwiał potrzebę fizjologiczną na ulicy. Dwa dni wcześniej według świadków pan Gil zachował się podobnie. Podczas dożynek zdjął spodnie i załatwił potrzebę na miejską latarnię. Potem się przewrócił. Mężczyzna wszystkiemu zaprzecza. Przeciw gazecie skierował pozew do sądu.
Jan Gil to w Radzyniu Podlaskim bardzo znana osoba. Były radny powiatowy i miejski. Wieloletni dyrektor Zakładu Gospodarki Lokalowej. Do niedawna to właśnie on decydował o przydziale komunalnych mieszkań. Od roku pan Gil nie ma jednak w Radzyniu spokojnego życia.
Jest 2 września 2007 roku. Z okazji dożynek w Radzyniu Podlaskim odbywa się festyn. Biorą w nim udział setki mieszkańców. Około godziny 22., oczom części z nich ukazuje się jednak niezwykły widok.
- Zobaczyliśmy go, jak obejmuje latarnię. Był goły od pasa w dół - opowiada Artur Kocyła, naoczny świadek zdarzenia.
- Później się przewrócił i leżał. Wszystkich wyklinał - dodaje Tomasz Siwek, naoczny świadek zdarzenia.
- Jeżeli bym się przewrócił, to spodnie, koszula, musiałyby być jakoś zabrudzone. Nie było żadnych zabrudzeń. Nawet na drugi dzień w tej koszuli poszedłem - twierdzi Jan Gil, były dyrektor Zakładu Gospodarki Lokalowej w Radzyniu Podlaskim.
Jak twierdzą nasi rozmówcy, w dniu dożynek, dyrektor Jan Gil był "kompletnie pijany". Nie bacząc na obecność bawiącego się tłumu, zdjął spodnie i załatwił potrzebę fizjologiczną na miejską latarnię. Historia podobno lubi się jednak powtarzać. Dwa dni później, na własnej skórze przekonał się o tym redaktor naczelny miejscowej gazety.
- Dwa dni potem, traf chciał, że byłem akurat w miejscu, gdzie on przechodził, zauważyłem, że jest pijany, i zupełnie przypadkiem poszedłem za nim. Bardzo się zataczał, mamrotał coś pod nosem, nie zrozumiałem, co tam mówił do siebie, natomiast szedł wężykiem. W pewnym momencie zatrzymał się i oddał mocz na ulicy - mówi Łukasz Szymański, redaktor naczelny "Wspólnoty Radzyńskiej".
Moment "spotkania" z dyrektorem dziennikarz usiłował uwiecznić na zdjęciu. Jak twierdzi, gdy wyjął aparat, było już jednak po wszystkim. Kiedy redakcja przyjrzała się panu Gilowi dokładniej, okazało się jednak, że w przeszłości miał on już związane z alkoholem problemy. Pięć lat temu sąd skazał go za jazdę samochodem po pijanemu.
- W sierpniu 2003 roku był zatrzymany przez policjantów sekcji prewencji, gdyż kierował samochodem w stanie nietrzeźwości - informuje Dariusz Łukasiak z Komendy Powiatowej Policji w Radzyniu Podlaskim.
- Tego dnia byłem na zwolnieniu lekarskim, ja miałem rozstrój żołądka i wówczas nawet lekarz doradził, żeby wypić setkę na zatrzymanie. I ja wypiłem. Ale samochodem nie jechałem. Prowadził kierowca. Jak tam się zrobiła taka zadyma, to nie wiem, co się stało z kierowcą. Zniknął - mówi Jan Gil, były dyrektor Zakładu Gospodarki Lokalowej w Radzyniu Podlaskim.
- Kilkakrotne próby przebadania go alkomatem przyniosły rezultat w postaci wyciągu, na którym widać było, że jest pijany. Doszło do takiej sytuacji, kiedy wyrwał policjantowi ten wyciąg z ręki i go zjadł - mówi Łukasz Szymański, redaktor naczelny "Wspólnoty Radzyńskiej".
Za jazdę po alkoholu sąd skazał pana Gila na 3 miesiące więzienia w zawieszeniu. Dyrektor stracił też prawo jazdy. Kilka dni później zrzekł się swojego stanowiska. Burmistrz Radzynia postanowił go jednak zatrzymać. Powierzył mu inną, również kierowniczą funkcję.
Po spotkaniu z panem Gilem, dziennikarze opublikowali na ten temat obszerny artykuł. W Radzyniu rozpętała się burza. Były dyrektor poczuł się dotknięty ich publikacją. Skierował przeciwko gazecie pozew do sądu.
- Jan G. wywodzi w pozwie, że ów tekst i ta fotografia naruszyły jego dobra osobiste, naraziły na śmieszność, na utratę zachowania w środowisku, w którym jest osobą dosyć znaną - informuje Barbara du Chateau z Sądu Okręgowego w Lublinie.
Pan Jan Gil domaga się od dziennikarzy 9 tysięcy złotych oraz publicznych przeprosin. W październiku w Sądzie Okręgowym w Lublinie odbędzie się kolejna już poświęcona temu rozprawa. Na razie nie wiadomo jeszcze, kiedy zapadnie wyrok. Nie wiadomo też, komu sąd ostatecznie uwierzy. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)