Skazany syn, ojciec płaci

Skazany syn, ojciec płaci

Krzysztofa Józefa Chutkiewicza odwiedził komornik, domagając się należności za grzywnę nałożoną przez krakowski sąd za niestawiennictwo w sądzie jako świadek. W rzeczywistości nigdy tym świadkiem nie był. Okazało się, że padł ofiarą absurdalnej pomyłki, w wyniku której został ukarany grzywną, którą otrzymać miał jego syn. Problemem dla wymiaru sprawiedliwości stało się takie samo imię i nazwisko, noszone zarówno przez ojca, jak i syna.

Krzysztof Chutkiewcz w lipcu przeszedł na emeryturę. Dokładnie zaplanował, co zrobi ze swoją ostatnią wypłatą. Chciał ją przeznaczyć na wakacje z wnukami. Zanim jednak zdążył to zrobić, do jego drzwi zapukał krakowski komornik.

- Byłem bardzo zaskoczony, nie miałem żadnych długów i nie wiedziałem, czego ten nakaz może dotyczyć. Poprosiłem komornika o bliższe dane, więc on mi okazał orzeczenie sądu, które skazywało mnie za rzekome niestawienie się w charakterze świadka na rozprawie - mówi Krzysztof Chutkiewicz.

Okazało się, że dłużnikiem nie jest pan Krzysztof, tylko jego syn, który nosi takie samo imię. Syn pana Krzysztofa był wzywany na sprawę jako świadek. Jak twierdzi, powiadomił krakowski sąd telefonicznie, że nie może się stawić na rozprawie. Tego faktu jednak nikt w aktach nie odnotował. Za to, że nie przyszedł musiał zapłacić grzywnę, blisko połowę swojej wypłaty.

- Próbowałem wytłumaczyć komornikowi na czym ta sprawa polega, ponieważ jest zbieżność nazwisk, nie chodzi o mojego ojca, tylko o mnie i że byłem na tej rozprawie jako świadek dwa razy, takie rzeczy można sprawdzić - opowiada pan Krzysztof, syn poszkodowanego.

Mimo rozmowy, która odbyła się 17 czerwca, już następnego dnia komornik zajął część wynagrodzenia pana Krzysztofa - seniora. Nie interesowało go to, że dłużnikiem nie jest.

- Wstrzymać egzekucje mogę tylko wtedy, kiedy dłużnik przedstawi, nie budzący wątpliwości dowód zapłaty na piśmie, natomiast sprzeciwić prowadzeniu się egzekucji może osoba, która zgodnie z brzmieniem klauzuli wykonalności nie jest dłużnikiem - mówi Mirosław Markow, komornik sądowy. Pan Krzysztof - senior już w lipcu złożył skargę do sądu w sprawie zabieranych mu przez komornika pieniędzy. Sądowa machina ruszyła. I stanęła. Przez blisko trzy miesiące nie oddano mu pieniędzy. Co więcej, według sądu winien całej sprawie jest jedynie pan Krzysztof Chutkiewicz.

- Jest to ewidentnie wina dorosłego domownika, który ma to samo imię i nazwisko, mieszka pod tym samym adresem, podpisuje wezwanie na rozprawę. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, żyjemy w Polsce i nieznajomość prawa nie zwalnia od jego przestrzegania - mówi Waldemar Zurek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Krakowie.

- Na przyszłość należałoby się zastanowić czy ustawodawca nie powinien przepisu o doręczeniach zmienić, żeby można było jednoznacznie określić osobę, która jest wzywana na przykład przez zobowiązanie do podania nr PESEL, bądź też w inny sposób pozwalające zidentyfikować daną osobę - mówi Jerzy Semkowicz, adwokat.

Pan Krzysztof nie złamał prawa. Mógł odebrać wezwanie za syna, z którym mieszkał. Musiał go tylko o tym zawiadomić, co też zrobił. To, z czym pan Krzysztof nie mógł sobie poradzić, trzy miesiące, po naszej interwencji okazało się proste do wyjaśnienia. Komornik obiecał oddać pieniądze w ciągu kilku dni.

- Po doręczeniu panu postanowienia, które mam tutaj przygotowane, pieniądze z depozytu sądowego, zostaną zwrócone do mnie, a później ja panu zwrócę całą kwotę łącznie z kosztami egzekucyjnymi , dlatego, że koszty egzekucyjne ponosi odpowiedzialność ta strona, która niesłusznie egzekucje wszczęła, czyli sad - mówi Mirosław Markow, komornik.

- Widzę, że moim największym grzechem było to, że dałem mojemu synowi tak samo na imię jak ja i to wywołało takie nieprzyjemne skutki - mówi pan Krzysztof.* *skrót materiału

Reporter: Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)