Śmiertelne przejście dla pieszych

Śmiertelne przejście dla pieszych

Straciła dwoje dzieci na przejściu dla pieszych. Dla pani Aliny przejście dla pieszych w Tarnowie Podgórnym to miejsce największej życiowej tragedii. Najpierw zginął tam jej 8-letni syn, potem 12-letnia córka. Dodatkowo mąż pani Aliny zmarł na wylew po pierwszym wypadku. Choć na przejściu życie straciło już kilka osób, a kilkanaście zostało rannych, wciąż nie jest ono właściwie zabezpieczone.

Na przejściu dla pieszych na krajowej drodze Poznań-Świecko, w miejscowości Tarnowo Podgórne kilka osób straciło życie, kilkanaście było rannych. 

- Jak słyszę karetkę pogotowia i moich dzieci nie ma w domu, to dzwonię, czy im się nic nie stało. Przechodzę koszmar, urodziłam czwórkę dzieci, nie chcę stracić jeszcze dwójki - rozpacza Alina Michalak, która straciła dwoje dzieci w wypadkach samochodowych.

Dla pani Aliny przejście jest miejscem największej tragedii życiowej. Zginęła tam dwójka jej dzieci. Jej mąż śmierci 8-letniego syna Leszka nie przeżył . Zabił go wylew.

- Syn szedł do kolegi ze swoim kuzynem. Kuzynowi nic się nie stało, mój syn zmarł - wspomina Alina Michalak, która straciła dwoje dzieci w wypadku samochodowym.

Droga z Poznania do Świecka podzieliła wieś. Nikt jednak nie pomyślał, aby właściwe zabezpieczyć przejście z jednej strony na drugą.

- Przejście po drodze krajowej na drogę gminną jest zawsze niebezpieczne, tym bardziej tam. Dodatkowo kierowcy zachowują się, jakby to było poza obszarem zabudowanym - mówi Józef Klimczewski z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu.

Kiedy w tym samym miejscu zginęło jeszcze kilka osób wprowadzono niewielkie zabezpieczenia. Ograniczenie do 70 kilometrów na godzinę i barierki. To jednak i tak nic nie dało. 18 czerwca tego roku zginęło kolejne dziecko pani Aliny. Samanta miała zaledwie dwanaście lat.

- Widziałam córkę jak przewozili na intensywną terapię. Dla mnie to był wstrząs, ból, tragedia. O godzinie 23 córka zmarła. Nie potrafiłam myśleć, zemdlałam w szpitalu - rozpacza Alina Michalak, która straciła dwoje dzieci w wypadku samochodowym.

Prokuratura umorzyła sprawę. Całą winą obarczyła córkę pani Aliny, która zdaniem biegłych wtargnęła na jezdnię. Według biegłych także kierowca jechał z prędkością niewiele ponad 70 km/h.

- Brak jest znamion czynu zabronionego. Przyczyną takiej decyzji jest opinia biegłego z dziedziny rekonstrukcji przebiegu wypadków - informuje Magdalena Mazur-Prus z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

- Z kształtu tych barierek wynika, że to dziecko musiałoby być rowerowym akrobatą, aby wtargnęło na jednię - twierdzi Janusz Popiel ze Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych "Alter ego".

- Nie mieści mi się w głowie taka sytuacja, żeby kierowca choć w części nie odpowiadał za ten wypadek. Matce dwukrotnie odmówiono prawa wglądu do akt karnych, tak że nie zna szczegółowej treści opinii biegłego - dodaje Marcin Wożniak, prawnik Aliny Michalak.

W winę Samanty nie wierzy wójt gminy Tarnowo Podgórne. O wypadku mówi tylko jedno.

- TiR zatrzymał się, a jadący za nim samochód ominął go i trafił ją - mówi Tadeusz Czajka, wójt gminy Tarnowo Podgórne.

Jak można ograniczyć prędkość w tym miejscu, sprawdziliśmy z policją. Zatrzymania z fotoradarem przyniosły skutek. Niestety, tylko na kilka godzin.

- Ja przyznaję, że jest to wyjątkowa tragedia dla tej rodziny. Pojazdy nie wytracają prędkości i my się tym zajmiemy. Wprowadzimy obniżenie prędkości i azyl dla pieszych - zapowiada Tadeusz Łuka z poznańskiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Przedstawiciel Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad obiecuje poprawę zabezpieczeń. Niestety, zbyt późno. Nic już nie zwróci życia dzieciom pani Aliny. *

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk

(Telewizja Polsat)