Szalał za kierownicą, zabił 3 osoby

Szalał za kierownicą, zabił 3 osoby

Przez brawurę za kierownicą zabił trzy osoby. 31-letni kierowca audi zaczął wyprzedzać kolumnę samochodów. Skończyło się tragicznie. Rozpędzone audi zderzyło się z trzema samochodami. Zginęły trzy osoby. Prokuratura domagała się aresztowania 31-latka, który zdaniem śledczych, już po wypadku mataczył i symulował chorobę. Niestety, sąd wypuścił go na wolność.

- Widać było, że jest opanowany, spokojny, nie sprawiał wrażenia, że spowodował tak groźny wypadek - mówi Jacek Ambrożkiewicz z Państwowej Straży Pożarnej w Wieliczce.

- Człowiek nie miał poczucia tego, że zginęły trzy osoby, sprawiał wrażenie, jakby nie widział problemu, zero skruchy - dodaje Aleksander Rzepecki, świadek wypadku.

Kilkanaście dni temu, wczesnym rankiem krajowa "czwórka" z Krakowa do Tarnowa w okolicach Bochni, jak zwykle o tej porze była mocno zakorkowana. Samochody poruszały się żółwim tempem. W pewnej chwili z ogromną prędkością sznur pojazdów zaczął wyprzedzać 31-letni kierowca czarnego audi. Jadąc pod prąd, nawet na chwilę nie zdjął nogi z gazu.

- W pewnej chwili przełamał barierkę, zjechał na przeciwległy pas ruchu i jechał dalej. Doprowadził do zderzenia się z trzema samochodami - informuje Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Audi najpierw uderzyło w forda i opla, a po przejechaniu kilkuset metrów z ogromną siłą czołowo zderzyło się z jadącym w kierunku Krakowa renault. Podróżująca nim trzyosobowa rodzina z Rzeszowa: ojciec, jego zięć i kuzyn, wszyscy w wieku od 27 do 52 lat, nie miała żadnych szans na przeżycie. Wszyscy zginęli na miejscu. Kierowcy Audi nic się nie stało.

- Kierowca audi już na miejscu miał trzy wersje tego, co się wydarzyło. Twierdził, że wyjechał z pola. Już na miejscu kłamał - mów Aleksander Rzepecki, świadek wypadku.

- Stwierdził, że od pewnego momentu nie pamięta zdarzenia. Niejako ocknął się już po fakcie i zobaczył, co się stało. Tłumaczył, że jechał w sznurze samochodów, że nie wyprzedzał. Nie przyznał się do zarzucanego mu zarzutu umyślnego naruszenia zasad w ruchu drogowym - informuje Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie kierowcy audi. Wtedy okazało się, że zatrzymany mężczyzna nagle ciężko zachorował.

- Nie mówił, że jest chory, nic takiego nie było - twierdzi Aleksander Rzepecki, świadek wypadku.

- Te dane będą weryfikowane. W zażaleniu, jakie zostało skierowane do sądu, prokuratura podniosła obawę matactwa z uwagi na to, że w swoich wyjaśnieniach, które składał podejrzany, są różnice właśnie związane z jego stanem zdrowia, a zatem obawa matactwa istnieje - mówi Bogusława Marcinkowska z Prokuratury Okręgowej w Krakowie.

Sprawca wypadku jest zameldowany w Mszanie Dolnej. Niestety, nie wiadomo gdzie teraz przebywa. Jego bliscy nie chcą rozmawiać z dziennikarzami. Sąsiedzi mężczyzny od nas dowiedzieli się o sprawie.

- Ja go tu rzadko widuję, ale pierwsze słyszę o tym zdarzeniu - mówi jeden z sąsiadów sprawcy wypadku.

Ustaliliśmy, że kierowca audi, który był trzeźwy, tuż po wypadku twierdził, iż choruje na padaczkę oraz ma zaburzenia psychiczne.

Sprawcy wypadku grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności. Jednak nie wiadomo, kiedy i co najgorsze, czy w ogóle jego proces się rozpocznie.

- Sprawia to wszystko wrażenie dużego cwaniactwa. Jeśli widzę, że zginęły trzy osoby, jestem w szoku, nawet próbuję się bronić, to się nawet rozpłaczę. Tutaj takiej sytuacji nie było, to sprawia wrażenie wyrachowania i poczucia, że gość ma plecy - twierdzi Aleksander Rzepecki, świadek wypadku. *

* skrót materiału

Reporter Paweł Kaźmierczak

pkazmierczak@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)