Wołała o pomoc w 7 szpitalach

Wołała o pomoc w 7 szpitalach

Potworny ból i bezskuteczne wołanie o pomoc ciężarnej kobiety... w siedmiu szpitalach. Kiedy 19 - letnia Martyna Knober poczuła silny ból w klatce piersiowej, udała się do szpitala. Niestety, żaden z lekarzy od razu nie wykonał jej podstawowego badania, czyli echa serca, które mogło uratować jej życie. Kobieta była w 37. tygodniu ciąży.

Mimo że Martyna Knober miała dopiero 19 lat, bardzo pragnęła mieć dziecko ze swoim chłopakiem, Kubą. Po dwóch nieudanych próbach wreszcie zaszła w ciążę. 13 września 2007 roku bardzo źle się poczuła: miała ostry ból w klatce piersiowej i duszności. Od szpitala przy ul. Starynkiewicza zaczyna się dla dziewczyny w 37. tygodniu ciąży, męcząca podróż po warszawskich szpitalach, gdzie nie doczekała się pomocy.  

- Cały czas słyszała, że nic jej nie jest i cały czas dostawała od lekarzy sygnały, że symuluje. Nie ma winnych. Siedem szpitali w Warszawie i po prostu nikt jej nie pomógł, nikt nie zdiagnozował na czas choroby - rozpacza Agata Życzkowska, siostra Kuby.

Rodzina Martyny nie może zrozumieć, dlaczego żaden z lekarzy od razu nie wykonał jej podstawowego badania, czyli echa serca. Szybko zdiagnozowany tętniak rozwarstwiający aorty wstępującej mógł być leczony operacyjnie. Bliscy dziewczyny twierdzą, że lekarze zamiast ją gruntownie zbadać, sugerowali zatrucie pokarmowe lub zaburzenia emocjonalne.

- Jeżeli pacjentka przychodzi wielokrotnie z bólami w klatce piersiowej, jeżeli coś się dzieje, to trzeba podjąć próbę wykonania podstawowych badań, aby schorzenie zdiagnozować albo wykluczyć - twierdzi Adam Sandauer, przewodniczący Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere".

- Pacjentki niejednokrotnie skarżą się na dolegliwości ze strony układu krążenia. Są to rzeczy spotykane w czasie ciąży. Na ogół lekarz ginekolog nie podejmuje się sam diagnostyki. Zwykle kieruje pacjentkę na konsultację - mówi Piotr Czempiński z oddziału położniczo-ginekologicznego w Szpitalu Praskim w Warszawie.

Dlaczego zatem tak nie stało się tym razem? Skoro lekarze twierdzą, że mieli kłopoty ze zdiagnozowaniem dolegliwości Martyny, dlaczego nie skonsultowali się ze specjalistą, w tym przypadku z kardiologiem?

- Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, co się działo w innych szpitalach, dlaczego ktoś nie pogłębiał diagnostyki, czy nie sugerował nawet tego, na to nie umiem odpowiedzieć. Analizowaliśmy przebieg opieki ze strony naszego oddziału nad tą pacjentką i nie znaleźliśmy tam żadnych uchybień. To, co mógł nasz szpital zaoferować, zostało zrobione - zapewnia Piotr Czempiński z oddziału położniczo-ginekologicznego w Szpitalu Praskim w Warszawie.

W momencie, kiedy lekarze ze szpitala praskiego rozpoczęli wykonywanie badania echo, serce Martyny zatrzymało się. Reanimacja nie przyniosła skutku.

- To po prostu stało się tak nagle, calusieńki świat w jednej sekundzie zawalił mi się na głowę - rozpacza Barbara Knober, matka nieżyjącej Martyny.

Położnicy natychmiast przystąpili do cesarskiego cięcia, by ratować dziecko. Chłopiec urodził się bez oznak życia. Lekarzom udało się Bastiana odratować. Jednak dramatyczne okoliczności przy jego porodzie bardzo negatywnie wpłynęły na jego zdrowie.

- Kiedy miał dwa miesiące, okazało się, że podczas tego dramatycznego porodu, w jego główce powstały takie wodniako-krwiaki. Przez to, że nastąpiło uszkodzenie mózgu, nie rozwijał się prawidłowo - mówi Agata Życzkowska, siostra Kuby.

Prowadzone są w tej sprawie dwa postępowania: pierwsze w Prokuraturze Rejonowej Praga Północ w Warszawie, mające ustalić, kto ponosi odpowiedzialność za śmierć Martyny Knober. Drugie - w wyniku skargi wniesionej przez rodzinę - w Izbie Lekarskiej u Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Bliscy Martyny chcą, by lekarze, m.in. ze szpitala Grochowskiego, którzy odmówili nam komentarza przed kamerą, a którzy mogli przyczynić się do tragedii rodziny Knoberów, ponieśli karę. *



* skrót materiału

Reporter: Monika Adamczyk

monikaadamczyk @polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)