Z siekierami na dyskotekę
Dziewiętnastu mężczyzn napadło na pełną ludzi dyskotekę. Mieli broń palną, siekiery, pałki i kije bejsbolowe. Jednak według Prokuratury Rejonowej w Lubaczowie życie tysiąca uczestników zabawy nie było zagrożone. Wszyscy zatrzymani są więc na wolności i śmieją się z prawa. Mimo, że wcześniej m.in. wymuszali haracze.
Podczas drugiego dnia ubiegłorocznych świąt Bożego Narodzenia, w dyskotece SKR w Wietlinie Trzecim na Podkarpaciu bawiło się ponad tysiąc osób.
Nagle pod dyskotekę podjechało kilka busów. Z samochodów wyskoczyło 19 mężczyzn z siekierami, pistoletem, kijami bejsbolowymi, pałkami i racami. Powybijali w dyskotece szyby kamieniami, a następnie usiłowali wedrzeć się do środka.
- W pewnym momencie zaczynają lecieć szyby, słychać wrzaski, krzyki. Panuje panika wśród ludzi. Tak najkrócej można scharakteryzować ten moment. Wyglądało to wyjątkowo przerażająco i tak było w rzeczywistości. Bałem się - opowiada Marcin Krupa, właściciel dyskoteki.
Bandyci dostali się do pierwszego pomieszczenia lokalu, który zdemolowali. Ochroniarze dyskoteki wraz z ludźmi zabarykadowali się w kolejnych salach. Na filmie z monitoringu wyraźnie widać także, że napastnicy mieli pistolet. Wycofali się dopiero, kiedy dostali sygnał, że zbliżają się policyjne radiowozy.
- Część z tych osób była już wcześniej karana przez sądy. Są to ludzie znani policji, uczestniczyli w tzw. ustawkach, to jest w bójkach chuliganów stadionowych po meczach z tego rejonu - informuje Mariusz Skiba z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
Sprawą zajęło się Centralne Biuro Śledcze. Funkcjonariusze nie mieli wątpliwości, że banda, która napadła na dyskotekę, to zorganizowana grupa przestępcza. Zdanie to podzieliła prokuratura w Jarosławiu, która postawiła mężczyznom zarzuty sprowadzenia zagrożenia na życie i zdrowie kilkuset osób oraz udział w zorganizowanej grupie o charakterze zbrojnym.
Śledztwo przejęła Prokuratura Rejonowa w Lubaczowie. I tu niespodzianka. Kilka dni temu wycofano najpoważniejsze zarzuty przeciw mężczyznom, którzy napadli na dyskotekę. Dlaczego? Bo biegły z zakresu pożarnictwa stwierdził, że rzucane race nie wywołałyby ognia. Prokuratorzy uznali więc, że życie uczestników imprezy nie było zagrożone.
Skonsultowaliśmy się z karnistami z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i Uniwersytetu Warszawskiego. Ci byli zaskoczeni takim przebiegiem śledztwa prokuratury. Tym bardziej, że dowody z monitoringu są oczywiste.
- Taki wynik takiego postępowania przygotowawczego bardzo mnie zdziwił. Są niepodważalne dowody w postaci nagrań, na których widać, jak ta sytuacja przebiegała w rzeczywistości. Tam był wylany alkohol na podłodze, race mogły łatwo wywołać pożar. Prokuratura jednak pominęła te fakty. Oparła się na wątpliwej opinii biegłego - twierdzi dr Paweł Golcew z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.
- Grupa 16 czy 17 osób, która dokonuje czegoś w rodzaju najazdu na dyskotekę, to jest niewątpliwie grupa zorganizowana. Ktoś musiał skrzyknąć tych ludzi, ktoś musiał przydzielić role. Tutaj udział w zorganizowanej grupie przestępczej wydaje mi się również całkowicie niewątpliwy. To uważam za błąd śledztwa, bo areszty powinny być przynajmniej dla przywódców grupy - dodaje prof. Andrzej Gaberle z Katedry Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Dziennikarz Gazety Wyborczej Marcin Kobiałka ustalił kolejne bulwersujące fakty. Według niego mężczyźni, którzy napadli na dyskotekę w Wietlinie Trzecim, działają na terenie całego kraju.
- Docierały do nas informacje, że ci ludzie są wynajmowani do przestępczej roboty. Nie tylko dotyczyło to Podkarpacia, ale również innych miast w Polsce - mówi Marcin Kobiałka z Gazety Wyborczej w Rzeszowie.
Nam udało się natomiast ustalić, że jeden z dziewiętnastu oskarżonych napastników, którzy zdemolowali dyskotekę jest zięciem wysoko postawionej pracownicy Sądu Rejonowego w Jarosławiu. To zaledwie kilka kilometrów od Lubaczowa. *
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)