"Groźna" zabytkowa broń
Funkcjonariusze straży granicznej z Nowego Sącza zniszczyli panu Bogdanowi opancerzony transporter. Kolekcjoner broni miał na nią zezwolenie. Mimo to, strażnicy odcięli od transportera wieżę z działami przeciwlotniczymi i zabrali do ekspertyzy. Kolekcjonerowi postawiono zarzut nielegalnego posiadania broni. Po pół roku okazało się, że niesłusznie. Teraz pan Bogdan liczy na pokrycie strat. Skarb Państwa straci dziesiątki tysięcy złotych.
Bogdan Kozłowski z Olsztyna prowadzi agroturystyczne gospodarstwo "Ziołowa Dolina", którego atrakcją jest skansen z ponad dwudziestoma zabytkowymi pojazdami wojskowymi. W styczniu tego roku kolekcjoner kupił na Słowacji kolejny eksponat - opancerzony transporter zwany Jaszczurką. Kilka dni później miał w domu niezapowiedzianą wizytę. Wizytę funkcjonariuszy straży granicznej z Nowego Sącza.
- Dokonano rewizji, zrobiono dokumentację fotograficzną. Byli bardzo aroganccy, zaczęli mnie straszyć, później było przesłuchanie - wspomina Bogdan Kozłowski, któremu postawiono zarzut nielegalnego posiadania broni.
Wieżyczkę z zaspawanymi i nienadającymi się do użycia działami przeciwlotniczymi oderwano od Jaszczurki. Odcięto od niej palnikiem lufy, a właścicielowi postawiono zarzut nielegalnego posiadania broni, za co grozi nawet osiem lat więzienia. Mimo, że kolekcjoner posiadał słowacki certyfikat pozwalający posiadać taką broń osobie cywilnej.
- To był certyfikat słowacki, przetłumaczony przez tłumacza przysięgłego na język polski - mówi Bogdan Kozłowski, któremu postawiono zarzut nielegalnego posiadania broni.
- Uważam, że sprawa dotknęła zapalonego, wieloletniego zbieracza tego rodzaju broni. Uczyniono mu wielką krzywdę, ponieważ okrzyknięto go przemytnikiem - mówi mec. Andrzej Szydziński, obrońca Bogdana Kozłowskiego.
Ponad trzytonowe działa z transportera zawiezione zostały do Wojskowego Instytutu Technicznego w Zielonce. Tamtejsi specjaliści od broni po pół roku uznali, że wóz pancerny pana Bogdana stanowi wartość muzealną, a przebadane działa nie nadają się do celów militarnych.
- Nastąpiło umorzenie postępowania z uwagi na brak znamion czynu zabronionego - informuje Beata Stępień-Warzecha z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Dziś już wiadomo, że cała akcja karpackiego oddziału straży granicznej z Nowego Sącza kosztować będzie kilkaset tysięcy złotych. Zdaniem ekspertów zabytkowy pojazd został trwale uszkodzony.
- Jeżeli jest coś zdemontowane za pomocą palnika, to na pewno traci na wartości, bo tego już nie uda się tak zespawać, jak było w oryginale - mówi Stanisław Bójko prezes warmińsko-mazurskiego stowarzyszenia pojazdów zabytkowych i wojskowych "Huzar".
- Prokurator zarządził, że przetransportowanie tych działek lotniczych i wydanie ich osobom uprawnionym, nastąpi na koszt straży granicznej. Również koszty ekspertyzy poniesie straż graniczna - informuje Beata Stępień-Warzecha z Prokuratury Okręgowej w Nowym Sączu.
Umówiliśmy się na wywiad z rzecznikiem prasowym Karpackiego Oddziału Straży Granicznej w Nowym Sączu - majorem Markiem Jarosińskim. Wywiad był krótki.
- Wszczęliśmy postępowanie w związku z tym, że istniało uzasadnione podejrzenie że działka przeciwlotnicze sprowadzone na teren Polski, są w rozumieniu przepisów, bronią. Podjęliśmy działania w trybie artykułu 308 kodeksu postępowania karnego - stwierdził major Marek Jarosiński z Karpackiego Oddział Straży Granicznej w Nowym Sączu.
Faktem jest, że funkcjonariusze najpierw zabrali działa do ekspertyzy, a dopiero potem o całej sprawie powiadomili prokuraturę. Nie wiadomo, dlaczego nowosądeccy strażnicy graniczni zastosowali najsurowsze środki prawne wobec pana Kozłowskiego, który do tej pory nie miał żadnych problemów z wymiarem sprawiedliwości. Można było do czasu wyjaśnienia sprawy poprowadzić postępowanie wyjaśniające, nie stawiając nikomu zarzutów. *
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)