Katowane dzieci
Pięciomiesięczny chłopczyk nie żyje. Jego ojciec, Kamil P. twierdzi, że synek wypadł mu z rąk. Jednak sekcja zwłok wykazała, że Łukasz zginął od uderzeń w głowę tępym narzędziem. To niestety kolejny w ostatnim czasie przypadek znęcania się nad dzieckiem. Wcześniej do podobnych sytuacji dochodziło w Gniazdowie koło Myszkowa i Kamiennej Górze. Jak powstrzymać przemoc wobec dzieci?
Wieś Załuże koło Bełchatowa, 28 maja. Kamil P., ojciec 5-miesięcznego Łukaszka odwiedza dom, w którym dziecko mieszka z matką i jej rodzeństwem. Przychodzi tu na imprezę zorganizowaną przez wujka chłopczyka. Nikt nie podejrzewa, że mężczyzna przyszedł żeby zabić.
- Nawiązała się rozmowa między Kamilem P. a Marzeną R. Wówczas obudziło się dziecko. Marzena R. udała się do drugiego pomieszczenia, żeby przygotować posiłek dla dziecka. Wróciła po około 10 minutach. W pomieszczeniu nie było już Kamila P. natomiast dziecko miało problemy z oddychaniem, a z nosa sączyła się krew - opowiada Bożena Łyzińska z biura prasowego policji w Bełchatowie.
- Posiniaczone, podrapane, krew z buzi leciała. Leciał jej w ogóle przez ręce. Jak ona to zobaczyła, była w takim szoku że to się nie dało opisać - mówi sąsiadka Marzeny R.
- Mężczyzna przyznał się, że w momencie, kiedy został sam z dzieckiem, wziął je na ręce. Ono wypadło i uderzyło główką o wersalkę - informuje Sławomir Szymański, rzecznik prasowy policji w Bełchatowie.
Lekarze szpitala w Bełchatowie przez 5 godzin reanimowali dziecko. Małego Łukasza nie udało się jednak uratować.
- Robiliśmy wszystko, żeby je uratować, ale niestety. Uraz był tak rozległy, że nie dało się tego zrobić - mówi jeden z lekarzy szpitala w Bełchatowie.
- Zgon nastąpił na skutek urazu o charakterze urazu mózgowego. To była przyczyna zgonu. Najważniejszy jest jednak uraz stwierdzony podczas sekcji zwłok. Dziecko doznało wielokrotnych urazów tępym narzędziem - mówi Witold Błaszczyk, rzecznik Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim.
Załuże wciąż nie może otrząsnąć się po tragedii. Pan Marek miał był chrzestnym małego Łukaszka. Mężczyzna mówi, że, podobnie jak inni znajomi, był przeciwny związkowi matki Łukasza - Marzeny R. z Kamilem P.
- Mówiłem, żeby przestała się z nim w ogóle zadawać - opowiada Marek J., chrzestny Łukaszka.
Kamienna Góra koło Wałbrzycha. Mariusz V. zakatował syna swojej partnerki, trzy i pół letniego Bartka. Matka pomagała w dręczeniu dziecka. W szpitalu wyjaśniała, że jej syn spadł z roweru i się zranił. Jednak nikt jej nie uwierzył.
- Jakość zmian na skórze, podbiegnięcia krwawe, otarcia naskórka, strupy, świadczą o tym, że to trwało kilka dni. Być może dziecko było nawet duszone, kłute - mówi Józef Zygmunt, lekarz w szpitalu w Kamiennej Górze.
W Gniazdowie, koło Myszkowa Joanna Z. - pielęgniarka z zawodu, będąca matką zastępczą pięcioletniej Ani, pobiła do nieprzytomności swoją podopieczną. Dziewczynka już nigdy nie powie, czy wolała rodziców alkoholików, czy życie w nowej rodzinie, której przekazał ją sąd? Joanna Z. mówi, że Ania sama się przewróciła.
- Biegli powołani przez prokuraturę stwierdzili kategorycznie, że te obrażenia nie mogą być obrażeniami powstałymi w wyniku upadku. To są obrażenia zadane. To jest dziecko, które ma wszelkie cechy dziecka maltretowanego - mówi Romuald Basiński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Sąsiedzi nie zauważyli niczego niepokojącego. A rodzina Joanny Z. utrzymuje, że kobieta padła ofiarą fatalnego nieporozumienia organów ścigania.
W ubiegłym roku w Polsce odnotowano ponad 20 tysięcy przypadków maltretowania dzieci przez dorosłych. Kilkadziesiąt dzieci co roku traci życie w wyniku katowania.
- Mnie się wydaje, że przynajmniej połowę tych istnień ludzkich moglibyśmy uchronić, gdyby istniał spójny skoordynowany system opieki i pomocy - mówi prof. Janusz Szymborski - pełnomocnik rzecznika praw obywatelskich ds. rodziny. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)
- Nawiązała się rozmowa między Kamilem P. a Marzeną R. Wówczas obudziło się dziecko. Marzena R. udała się do drugiego pomieszczenia, żeby przygotować posiłek dla dziecka. Wróciła po około 10 minutach. W pomieszczeniu nie było już Kamila P. natomiast dziecko miało problemy z oddychaniem, a z nosa sączyła się krew - opowiada Bożena Łyzińska z biura prasowego policji w Bełchatowie.
- Posiniaczone, podrapane, krew z buzi leciała. Leciał jej w ogóle przez ręce. Jak ona to zobaczyła, była w takim szoku że to się nie dało opisać - mówi sąsiadka Marzeny R.
- Mężczyzna przyznał się, że w momencie, kiedy został sam z dzieckiem, wziął je na ręce. Ono wypadło i uderzyło główką o wersalkę - informuje Sławomir Szymański, rzecznik prasowy policji w Bełchatowie.
Lekarze szpitala w Bełchatowie przez 5 godzin reanimowali dziecko. Małego Łukasza nie udało się jednak uratować.
- Robiliśmy wszystko, żeby je uratować, ale niestety. Uraz był tak rozległy, że nie dało się tego zrobić - mówi jeden z lekarzy szpitala w Bełchatowie.
- Zgon nastąpił na skutek urazu o charakterze urazu mózgowego. To była przyczyna zgonu. Najważniejszy jest jednak uraz stwierdzony podczas sekcji zwłok. Dziecko doznało wielokrotnych urazów tępym narzędziem - mówi Witold Błaszczyk, rzecznik Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie Trybunalskim.
Załuże wciąż nie może otrząsnąć się po tragedii. Pan Marek miał był chrzestnym małego Łukaszka. Mężczyzna mówi, że, podobnie jak inni znajomi, był przeciwny związkowi matki Łukasza - Marzeny R. z Kamilem P.
- Mówiłem, żeby przestała się z nim w ogóle zadawać - opowiada Marek J., chrzestny Łukaszka.
Kamienna Góra koło Wałbrzycha. Mariusz V. zakatował syna swojej partnerki, trzy i pół letniego Bartka. Matka pomagała w dręczeniu dziecka. W szpitalu wyjaśniała, że jej syn spadł z roweru i się zranił. Jednak nikt jej nie uwierzył.
- Jakość zmian na skórze, podbiegnięcia krwawe, otarcia naskórka, strupy, świadczą o tym, że to trwało kilka dni. Być może dziecko było nawet duszone, kłute - mówi Józef Zygmunt, lekarz w szpitalu w Kamiennej Górze.
W Gniazdowie, koło Myszkowa Joanna Z. - pielęgniarka z zawodu, będąca matką zastępczą pięcioletniej Ani, pobiła do nieprzytomności swoją podopieczną. Dziewczynka już nigdy nie powie, czy wolała rodziców alkoholików, czy życie w nowej rodzinie, której przekazał ją sąd? Joanna Z. mówi, że Ania sama się przewróciła.
- Biegli powołani przez prokuraturę stwierdzili kategorycznie, że te obrażenia nie mogą być obrażeniami powstałymi w wyniku upadku. To są obrażenia zadane. To jest dziecko, które ma wszelkie cechy dziecka maltretowanego - mówi Romuald Basiński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Sąsiedzi nie zauważyli niczego niepokojącego. A rodzina Joanny Z. utrzymuje, że kobieta padła ofiarą fatalnego nieporozumienia organów ścigania.
W ubiegłym roku w Polsce odnotowano ponad 20 tysięcy przypadków maltretowania dzieci przez dorosłych. Kilkadziesiąt dzieci co roku traci życie w wyniku katowania.
- Mnie się wydaje, że przynajmniej połowę tych istnień ludzkich moglibyśmy uchronić, gdyby istniał spójny skoordynowany system opieki i pomocy - mówi prof. Janusz Szymborski - pełnomocnik rzecznika praw obywatelskich ds. rodziny. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba epocztar@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)