Kto spowodował śmiertelny wypadek?

Kto spowodował śmiertelny wypadek?

Kto spowodował śmiertelny wypadek? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć rodzina Pawła Iłeczko, który zginął w wypadku samochodowym niedaleko Mikołajek. Paweł wraz z kolegą, Stanisławem Ł. wracał z dyskoteki. Obaj pili alkohol. Stanisław Ł. twierdzi, że sprawcą wypadku był Paweł. W jego wersję uwierzyła policja i prokuratura. Jednak wynajęty przez rodzinę Pawła prywatny detektyw dotarł do świadków, którzy za kierownicą widzieli Stanisława Ł.

15 lutego 2004 roku dwaj przyjaciele wybrali się na dyskotekę w Rynie. Paweł Iłeczko i Stanisław Ł., studenci socjologii komunikacji społecznej, bawili się, pili piwo. Około godziny 3:45 wyruszyli samochodem w kierunku Mikołajek. Świadkowie twierdzą, że na miejscu kierowcy widzieli Pawła. Tylko czy to on był sprawcą tragicznego wypadku, do którego doszło około kwadransa później?  

Samochód wpadł w poślizg, uderzył w drzewo, następnie przejechał kolejne 30 metrów, otarł się o kolejne, by zatrzymać na trzecim, po przeciwnej stronie drogi. Przybyłą na miejsce wypadku policję Stanisław Ł. poinformował, że to Paweł Iłeczko kierował autem.

Zdaniem matki Pawła Iłeczko dochodzenie w sprawie było prowadzone przez policję nierzetelnie. Wynajęty przez rodzinę prywatny detektyw wskazał moment, kiedy mogło dojść do zamiany miejsc za kierownicą. Rodzice Pawła nie rozumieją, dlaczego policja nie zabezpieczyła wielu śladów w samochodzie, nie przesłuchała wszystkich świadków. I co się stało ze zdjęciami w aktach sprawy, na których widoczna była plama krwi na siedzeniu pasażera.

- Podeszły dwie koleżanki, które chciały jechać do Mrągowa. I wtedy Paweł wysiadł. Nastąpiła zamiana miejsc, o czym mogłyby ewentualnie powiedzieć te dwie dziewczyny. To one widziały ostatnie Pawła - opowiada Renata Iłeczko, matka Pawła, który zginął w wypadku samochodowym.

- Nie zabezpieczono śladów krwi na siedzeniu pasażera, bo takich śladów tam po prostu nie było. Prokurator, który badał sprawę napisał: "Po wnikliwej, wielokrotnej analizie akt sprawy nie znalazłem żadnej informacji o jakichkolwiek śladach krwi wewnątrz rozbitego Forda mondeo" - informuje Janusz Kordulski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku.

- Odbierając samochód po wypadku widziałem, że na siedzeniu pasażera była krew - twierdzi Zbigniew Prygiel, dziadek Pawła, który zginął w wypadku samochodowym.

- Było zdjęcie, gdzie była, może niewielka, ale była taka plama na siedzeniu pasażera w 2006 roku. I to zdjęcie na pewno było w tych aktach - mówi Renata Iłeczko, matka Pawła, który zginął w wypadku samochodowym i dodaje: Nie zabezpieczono śladów, przesłuchano tylko tych świadków, którzy zostali wskazani, czyli kolegów tego rzekomego pasażera. Obok przejeżdżał autobus, był na miejscu zdarzenia. W autobusie byli pasażerowie. Nie przesłuchano tych osób.

Prokuratura Rejonowa w Giżycku umorzyła śledztwo. Rodzice Pawła twierdzą jednak, że w tej sprawie istnieje wiele wątpliwości, które mogą wskazywać na to, że to nie Paweł siedział za kierownicą owego feralnego dnia. Sprawę skierowano do Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku. Także zdaniem właściciela pomocy drogowej, holującego zdewastowany samochód, to nie Paweł kierował autem.

- Powiedział, że Paweł był niezapięty i siedział, jako pasażer. Mówił, że wypadł, kiedy się drzwi pasażera otworzyły, a samochód był daleko od niego. Radził, byśmy zatrudnili detektywa, bo Paweł nie kierował - opowiada Zbigniew Prygiel, dziadek Pawła, który zginął w wypadku samochodowym.

- Brak profesjonalizmu czasami może zdziałać wiele szkód, bo ja najprawdopodobniej do końca życia nie dowiem się, jak zginął mój syn - rozpacza Renata Iłeczko, matka Pawła, który zginął w wypadku samochodowym. *

* skrót materiału

Reporter: Monika AdamczyK