Tajemnicza zbrodnia sprzed 10 lat

Tajemnicza zbrodnia sprzed 10 lat

Zabił, bo sąsiad ukradł mu worek pszenicy? Gdańska policja bada sprawę tajemniczego zaginięcia sprzed 10 lat. Mirosław S. zaginął po libacji alkoholowej w domu swojego sąsiada, Piotra G. Kilka tygodni temu na policję zgłosił się jeden ze świadków zdarzenia. Według niego Piotr G. zabił Mirosław S., bo ten ukradł mu worek z pszenicą. Wciąż jednak nie odnaleziono najważniejszego dowodu w sprawie - ciała Mirosława S.

Sąpolno - mała wieś niedaleko Człuchowa. 10 lat temu zaginął jeden z tamtejszych mieszkańców - Mirosław S. W Sąpolnie znali go wszyscy. Nie zawsze od dobrej strony.

- Żył, jak pewnie większość tutaj mieszkańców, z jakichś drobnych prac dorywczych. Wolny czas spędzał na kontaktach z kolegami - mówi Janusz Skosolas z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.  

- Był osobą agresywną po alkoholu, lubił się bić, szukał zaczepek, nikomu nie odpuścił - dodaje jeden z oficerów operacyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Mirosław S. utrzymywał się ze zbierania grzybów i jagód. Wolne chwile spędzał pijąc z kolegami alkohol. Takie spotkania miały miejsce praktycznie codziennie.

- Któregoś dnia się z nimi spotkał, i od tamtego czasu już go nikt nie widział po takim spotkaniu -informuje Janusz Skosolas z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

- Rozważaliśmy taką wersję, że może wszedł gdzieś na bagna, czy wpadł do rzeki, ale prędzej, czy później ciało zostałoby znalezione. Wygląda na to, że ciało zostało ukryte - mówi jeden z oficerów operacyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Kilka tygodni temu, na policję zgłosił się świadek. Jak twierdzi, w noc zaginięcia Mirosław S. pił alkohol na jednej z tamtejszych posesji. W trakcie libacji miało dojść do awantury. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie.

- Miał z tego domu wyjść na chwilkę. Wszyscy sądzili, że wychodził za potrzebą, natomiast jego wyjście miało być związane z kradzieżą worka z pszenicą - opowiada Janusz Skosolas z Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

- Piotr G. uderzył w głowę odważnikiem siedzącego na schodach Mirosława S. Inni uczestnicy libacji stwierdzili, że trzeba wezwać pogotowie, na co gospodarz oświadczył, że nie trzeba tu żadnego pogotowia, tylko S. trzeba dobić i uderzył go po raz drugi - mówi jeden z oficerów operacyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Według zeznań policyjnego informatora, Mirosława S. zabił Piotr G. - jego najbliższy sąsiad. Nie wiadomo było jednak, gdzie i jak mógł ukryć ciało. Policjanci rozpoczęli poszukiwania. Okazało się, że Piotr G. najprawdopodobniej zakopał je w przydomowym śmietniku.

W miejscu wskazanym przez świadków, nie odnaleziono zwłok Mirosława S. W stojącym obok śmietnika domu, policja natrafiła jednak na ślady krwi. Tuż obok, policjanci znaleźli też odważniki. Jeden z nich, prawdopodobnie posłużył, jako narzędzie zbrodni. Mimo to, wciąż brakuje koronnego dowodu.

- Z tyłu, za mieszkaniem jest pole, potem jest las. Nie ma żadnych zabudowań, nie ma niczego, także w każdym miejscu mogą się te zwłoki znajdować - mówi jeden z oficerów operacyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.

Piotr G. nie przyznaje się do zabójstwa swego kompana. Co innego mówi jednak kilku naocznych świadków. Twierdzą, że widzieli, jak Piotr G. zadaje sąsiadowi morderczy cios. Udowodnienie mu winy bez ciała ofiary będzie jednak niezwykle trudne.

- Jeśli nie odnajdziemy ciała, sprawa się przedawni - mówi jeden z oficerów operacyjnych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. *

* skrót materiału

Pomimo braku ciała, po wysłuchaniu świadków słupska prokuratura postanowiła postawić Piotrowi G. zarzut zabójstwa. Sąd postanowił o jego tymczasowym aresztowaniu. Jeżeli okaże się faktycznym zabójcą, grozi mu 25 lat więzienia.

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)