Włoski przekręt

Włoski przekręt

Kolejny firma, której ofiarami padło najprawdopodobniej kilka tysięcy osób w całej Polsce. Pier&Gio zaczęła działalność w Gdańsku pod koniec ubiegłego roku. Oferowała wynajęcie powierzchni reklamowej na prywatnych autach. Warunkiem koniecznym do podpisania umowy była wpłata kaucji w wysokości 2666 zł.

W czerwcu do prokuratur w całej Polsce zaczęły zgłaszać się poszkodowane osoby. Twierdzą, że firma nie wywiązuje się ze zobowiązań finansowych względem nich. Placówki firmy zamknięto, a jej prezes, Włoch, zniknął.

Pan Piotr postanowił skorzystać z możliwości zarobienia i to całkiem niezłych pieniędzy. Prostym sposobem na to wydawała się oferta Pier&Gio. Wystarczyło przyjąć na samochód reklamę tej firmy i jeździć z nią po mieście. Wkrótce okazało się, że to jedno wielkie oszustwo. Zamiast zarobić pan Piotr nie może teraz odzyskać wpłaconej kaucji - prawie 3 tysięcy zł! - Warunki były takie, że muszę nakleić naklejki ich firmy na swój samochód, jeździć z nimi przez 2 lata, robiąc około tysiąca kilometrów miesięcznie. Miałem dostawać 880 zł miesięcznie - opowiada pan Piotr, oszukany przez firmę Pier&Gio.  

Pier&Gio zaczęła działalność w październiku zeszłego roku w Gdańsku. Wkrótce otworzyła 10 placówek w innych miastach, m.in. w Warszawie, Włocławku i Gdyni. W zamian za umieszczenie reklamy na prywatnym samochodzie i "wyjeżdżenie" tysiąca kilometrów miesięcznie można było zarobić 888 zł lub 688 zł, w zależności od wielkości pojazdu. Tak obiecywała firma.

Chętnych do podjęcia takiej "pracy" nie zraził nawet fakt, że warunkiem koniecznym do zawarcia umowy było wpłacenie kaucji w wysokości 2666 zł. Jest to dwa razy więcej niż życzą sobie inne firmy, które proponują podjęcie podobnej działalności. Wiele osób wzięło nawet kredyt, by móc zapłacić kaucję. 19 czerwca zaczęły się pierwsze problemy z uzyskaniem zagwarantowanych w umowie pieniędzy. Tego dnia nagle zlikwidowano wszystkie biura firmy w całym kraju, nie można się było do nich dodzwonić, przestała działać strona internetowa. - Obowiązek wpłacenia jakieś kwoty najpierw wzbudziłby moje zaniepokojenie. Powinno to być takim światełkiem, które się zapala i które mówi: uwaga, coś może być nie w porządku - mówi Aneta Styrnik z Urządu Ochrony Konkurencji i Konsumentów: W ciągu dosłownie kilku dni z ulic miast zniknęły tysiące samochodów oklejonych reklamami firmy. Jak ocenia prokuratura szanse na odzyskanie wpłaconej kaucji są bliskie zeru. Policji, jak dotąd, nie udało się ustalić miejsca pobytu prezesa Pier&Gio, a konto bankowe firmy jest puste. *

*skrót materiału
Reporterka: Monika Admaczyk