Zaginął w domu pomocy

Zaginął w domu pomocy

Tajemnicze zaginięcie w domu pomocy społecznej. Upośledzonym Krzysztofem Ganczarem do 23-toku życia opiekowała się matka. Niestety, mężczyzna stawał się coraz bardziej agresywny. Dlatego pani Kazimiera zdecydowała się oddać go do Domu Pomocy Społecznej w Rokitnie. Tam w 2007 roku mężczyzna zniknął. Dlaczego nieoczekiwanie opuścił Dom Pomocy Społecznej? Jak to się stało, że nikt z personelu nie zauważył, że głuchoniemy opuszcza placówkę?

Dla dzieci z podwórka - "upośledzony", "głuchoniemy", "wariat". Dla pani Kazimiery - najukochańszy syn. Mimo iż od dziecka sprawiał problemy wychowawcze, robiła wszystko, by nie oddać Krzysztofa do ośrodka. Ale wychowanie chorego, agresywnego dziecka z roku na rok było coraz trudniejsze.

- Brat raz ciął się, raz próbował się wieszać, to były sytuacje zagrażające życiu jego i innych osób - opowiada Agnieszka Rempińska, siostra zaginionego Krzysztofa.  

- Nie chciał w ogóle jeść, ode mnie nic nie chciał wziąć, opluwał mnie. I ta pięść nade mną? Kiedyś wybił szybę. Złapał kawałek szkła, popatrzył na mnie i rozciął sobie brzuch. pogotowie zabrało go do szpitala - wspomina Kazimiera Ganczar, matka zaginionego Krzysztofa.

Nie była to pierwsza wizyta Krzysztofa w szpitalu psychiatrycznym. Po każdej wracał do domu. Jednak tym razem sytuacja stawała się co raz gorsza..

- Pacjent nie był zdolny do samodzielnej egzystencji, wymagał opieki, pomocy, nadzoru. Stąd padła taka propozycja, żeby został umieszczony w Domu Pomocy Społecznej - mówi Krzysztof Zielke, ordynator Oddziału Psychiatrycznego w Szpitalu Wojskowym w Żarach.

W kwietniu 2004 roku Krzysztof trafił do oddalonego o 130 kilometrów od rodzinnego Bożnowa państwowego Domu Pomocy Społecznej w Rokitnie. By wiedzieć na bieżąco co dzieje się z Krzysiem, pani Kazimiera niemal codziennie dzwoniła do jego opiekunki. To właśnie od niej w lutym 2007 roku dowiedziała się, że stan syna pogorszył się.

Oto fragment raportu pielęgniarskiego:

"Od rana pobudzony ruchowo, nerwowy. Lekarz psychiatra przeprowadził z nim rozmowę. Po przyjęciu popołudniowej dawki leków mieszkaniec bez powodu uderzył pięścią w klatkę piersiową pana Cz., po czym zdenerwowany wybiegł z domu".

Piątego marca 2007 roku miała zapaść decyzja, czy Krzysztof zostanie skierowany na tzw. "ciężki oddział".

- Dostałam telefon z informacją, że Krzysiu nie trafi na ten oddział. Doktor go nie skierowała - mówi Kazimiera Ganczar, matka zaginionego Krzysztofa.

Radość pani Kazimiery nie trwała długo. Kilka godzin później odebrała kolejny telefon. To, co usłyszała wręcz ścięło ją z nóg: jej syn zniknął. Wyszedł z ośrodka i ślad po nim zaginął.

- Nie było żadnych symptomów jakiegoś złego zachowania pana Krzysztofa i stąd nie było żadnych środków zapobiegawczych, aby cokolwiek robić, czyli aby ograniczać w jakiś sposób swobodne przemieszczanie się mieszkańca - mówi Bogdan Macina, dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Rokitnie.

- Pytanie: dlaczego prawie dwa tygodnie mój syn był straszony przeniesieniem. Dlaczego miał zmieniane leki? Dlaczego był przywiązywany pasami? Dlaczego, jak dzwoniłam, było wszystko w porządku, a o dziewiątej mi syn zaginął - zastanawia się Kazimiera Ganczar, matka zaginionego Krzysztofa.

Bliskich Krzysztofa najbardziej nurtuje jednak pytanie, dlaczego mężczyzna uciekł z domu pomocy? Winę przypisują personelowi placówki. Dyrektor DPS-u twierdzi jednak, że pensjonariusz oddalił się, bo? rodzina za rzadko do niego przyjeżdżała. *

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)