Afganistan: Czy żołnierze dostali rozkaz?

Afganistan: Czy żołnierze dostali rozkaz?

Zbrodnia czy nieszczęśliwy wypadek? Siedmiu polskich żołnierzy, którzy ostrzelali wioskę w Afganistanie trafiło do aresztu. Prokuratura wojskowa sprawdza czy mamy do czynienia ze zbrodnią, czy nieszczęśliwym wypadkiem. Koledzy zatrzymanych żołnierzy twierdzą, że żaden z nich nie był w stanie samowolnie strzelać do cywilów. W wyniku ostrzału zginęło sześciu cywilów, także kobiety i dzieci.

Rano, 16 sierpnia 28 kilometrów od bazy w Wazi Khwa polscy żołnierze z pierwszej zmiany kontyngentu wojskowego w Afganistanie otworzyli ogień z moździerza w kierunku wzgórz. Jeden z pocisków trafił w budynek w wiosce. Zginęło sześciu cywili. Również kobiety i dzieci.

- Podejrzani żołnierze wykonywali rozkazy w warunkach bojowych. Realizowali dokładnie amerykańską koncepcję wojny antypartyzanckiej, polegającą między innymi na profilaktycznym ostrzeliwaniu obserwacyjnych pozycji talibów, z których kierują oni atakami na Polaków i Amerykanów - opowiada generał Sławomir Petelicki, twórca elitarnej jednostki GROM.  

Okoliczności zajścia badała na miejscu w Afganistanie specjalna komisja. W jej skład wchodzili prokurator wojskowy, przedstawiciel gubernatora i starszyzna z afgańskiej wioski.

- Po całym zdarzeniu minęło jeszcze kilka miesięcy, kiedy oni normalnie wykonywali zadania, nosili broń. Nikt nie wyciągał wobec nich konsekwencji i dopiero nagle, w kraju zostali zatrzymani przy rodzinach - mówi Artur Błaszczyk, żołnierz pierwszej zmiany w Afganistanie.

- Zapukano do mieszkania, córka otworzyła drzwi. Wpadło paru rosłych żandarmów, odsunęli ją i wyciągnęli zięcia z łóżka. Rzucili go na ziemię, przycisnęli kolanami do ziemi - opowiada pan Jan - teść jednego z aresztowanych żołnierzy.

- Zostali bandytami, w zasadzie w tym momencie już częściowo wyrok zapadł. Bo można było to zrobić w każdy sposób, ale bez naruszenia honoru i godności żołnierza, ojca i głowy rodziny - dodaje dr Tomasz Hajzler, kapitan rezerwy, były szef służby zdrowia 18 Bielskiego Batalionu Desantowo- Szturmowego w Bielsku-Białej.

Prokuratura postawiła sześciu żołnierzom zarzut zabójstwa ludności cywilnej. Grozi za to od dwunastu lat więzienia do dożywocia. Siódmemu za usiłowanie zabójstwa grozi do 25 lat.

- Zachowanie żołnierzy nie było związane z jakimkolwiek równoczesnym bezpośrednim realnym aktem agresji ze strony ludności miejscowej - informuje Karol Frankowski z Prokuratury Wojskowej w Poznaniu.

W jednostce w Bielsku-Białej, z której pochodzą aresztowani żołnierze, nie chciano z nami rozmawiać. Naszej ekipy nie wpuszczono na teren jednostki. Udało się porozmawiać z kolegami zatrzymanych żołnierzy. Mówią, że zatrzymani przeszli chrzest bojowy w Kosowie i Iraku. Byli najlepszymi z najlepszych.

- Wyróżniali się zdecydowaniem, odpowiedzialnością, zdolnością podejmowania decyzji. Budzili moje pełne zaufanie. Wielokrotnie ci żołnierze udzielali pomocy ludności cywilnej. Zdarzyło się, że i mnie pomagali w sytuacji, w której znalazłem się z patrolem pod ostrzałem - mówi dr Tomasz Hajzler - kapitan rezerwy, były szef służby zdrowia 18 Bielskiego Batalionu Desantowo- Szturmowego w Bielsku-Białej.

Doktor Tomasz Hajzler spędził na misjach prawie dwa lata. Mówi, że aby wyjaśnić sprawę należy dokładnie zbadać warunki, w jakich służyli zatrzymani żołnierze. Doktor opowiada, jak oswajał strach podczas ostrzału w Iraku.

- Kierowca krzyczał, abym strzelał. Zastanawiałem, się po co, bo nikogo nie widziałem. Nalegał, więc otworzyłem ogień. Wtedy zrozumiałem mechanizm użycia broni. Po prostu zagłuszasz własny strach. Jak nie strzelisz, oni strzelą do ciebie. Żołnierz strzela, kule lecą. Nie można przewidzieć czy przypadkiem nie ucierpi ludność cywilna - opowiada dr Tomasz Hajzler.

- W wojsku się nie dyskutuje. W wojsku się wykonuje rozkazy. I taka jest prawda. Wojsko polega na rozkazie i jednoosobowym dowodzeniu. Ktoś, kto wydaje rozkaz, ponosi pełną odpowiedzialność za niego - twierdzi pan Jan, teść jednego z aresztowanych żołnierzy.

Rodziny aresztowanych żołnierzy mówią, że wszystkich ich czekają bardzo smutne święta Bożego Narodzenia. Będą to święta bez prezentów.

- Bo prezenty to radość, a tutaj radości nie ma. Obyśmy następne święta Bożego Narodzenia spędzili razem. Choć wątpimy w to - mówi pan Jan, teść jednego z aresztowanych żołnierzy. *

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)