Brutalny komisariat?
Pamiętajcie, policja jest bezkarna. Jej można wszystko - mówi Piotr K., którego historię pokazaliśmy kilka tygodni temu. Mężczyzna twierdzi, że został pobity na komisariacie. Po reportażu zgłosiły się do nas kolejne osoby oskarżające policjantów z posterunku na warszawskiej Pradze o brutalność.
Na warszawską Pragę po zmroku lepiej się nie zapuszczać. Wiedzą o tym zarówno mieszkańcy stolicy, jak i turyści. Dwa miesiące temu pan Piotr przekonał się o tym na własnej skórze.
- Jakiś mężczyzna uderzył mojego kolegę. Wyjąłem telefon komórkowy, żeby zadzwonić po policję - opowiada Piotr J.
Widząc nadjeżdżający radiowóz bandyci uciekli do jednej z pobliskich knajp. Wszystko wskazywało na to, że chuligani za kilka chwil znajdą się w areszcie. Nagle jednak zaczęło dziać się coś zupełnie nieoczekiwanego.
- Rzucono mnie z impetem na ziemię. Jeden z policjantów stanął mi na plecach, dwóch deptało mi w tym momencie łokcie. Miałem ręce z tyłu skute, więc wyłamywali mi obojczyki. To wszystko działo się na komisariacie - twierdzi Piotr J. - pobity przez policję.
Wszystko miało rozegrać się na posterunku policji przy ulicy Grenadierów. Gehenna pana Piotra trwała kilkanaście godzin.
Na wieść o tym, co spotkało pana Piotra, do naszej redakcji zgłosiły się kolejne osoby. Jak twierdzą, bicie i poniżanie zatrzymanych, to w komisariacie przy Grenadierów od dawna znany obyczaj.
- Zostałem pobity. Miałem wybitego zęba. Koleżanka wezwała radiowóz. Panowie mieli ze mną jechać szukać sprawców, ale zawieźli mnie na komisariat, no i tam pobili- mówi Hubert G.
Kolejne ofiary, to Edyta i Piotr K. - małżeństwo prawników. Policja odwiedziła ich w mieszkaniu podczas imprezy imieninowej. Ich goście bawili się zbyt głośno. Interwencja miała miejsce tuż po północy. Szybko okazało się jednak, że dla państwa K. ta noc miała się dopiero zacząć...
- Sprowadzili nas do radiowozu. Tam otrzymałem jeszcze kopniaka w brzuch. W krótkich rękawkach, bez butów zostaliśmy zawiezieni na komendę - wspomina Piotr K.
Jego żona także z oburzeniem wspomina chwile spędzone na komisariacie.
- Podnieśli mnie i obcięli mi troczki u spodni. Potem zostałam wprowadzona do celi, razem z pięcioma pijanymi mężczyznami. Tego się po prostu nie da opisać. W celi byłam jedyną kobietą - opowiada Edyta K.
Państwo K. wyszli na wolność następnego dnia. O zachowaniu policjantów natychmiast powiadomili komendanta posterunku oraz prokuraturę. Funkcjonariuszami odpowiedzialnymi za interwencję okazali się Karol Z. i Bogdan I. Komendant wszczął w ich sprawie specjalne śledztwo.
Jedyna nieprawidłowość, jaką stwierdzono w zachowaniu policjantów, to? brak wylegitymowania świadków. Jednak ze względu na wzorową opinię policjantów - komendant odstąpił od wymierzenia im kary.
Karol Z. i Bogdan I. pracują w policji do dziś. Prokuratura nie postawiła im żadnych zarzutów. Postawiła je za to pani Edycie. Zarzuca jej się m. in napaść na policjanta. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)
- Jakiś mężczyzna uderzył mojego kolegę. Wyjąłem telefon komórkowy, żeby zadzwonić po policję - opowiada Piotr J.
Widząc nadjeżdżający radiowóz bandyci uciekli do jednej z pobliskich knajp. Wszystko wskazywało na to, że chuligani za kilka chwil znajdą się w areszcie. Nagle jednak zaczęło dziać się coś zupełnie nieoczekiwanego.
- Rzucono mnie z impetem na ziemię. Jeden z policjantów stanął mi na plecach, dwóch deptało mi w tym momencie łokcie. Miałem ręce z tyłu skute, więc wyłamywali mi obojczyki. To wszystko działo się na komisariacie - twierdzi Piotr J. - pobity przez policję.
Wszystko miało rozegrać się na posterunku policji przy ulicy Grenadierów. Gehenna pana Piotra trwała kilkanaście godzin.
Na wieść o tym, co spotkało pana Piotra, do naszej redakcji zgłosiły się kolejne osoby. Jak twierdzą, bicie i poniżanie zatrzymanych, to w komisariacie przy Grenadierów od dawna znany obyczaj.
- Zostałem pobity. Miałem wybitego zęba. Koleżanka wezwała radiowóz. Panowie mieli ze mną jechać szukać sprawców, ale zawieźli mnie na komisariat, no i tam pobili- mówi Hubert G.
Kolejne ofiary, to Edyta i Piotr K. - małżeństwo prawników. Policja odwiedziła ich w mieszkaniu podczas imprezy imieninowej. Ich goście bawili się zbyt głośno. Interwencja miała miejsce tuż po północy. Szybko okazało się jednak, że dla państwa K. ta noc miała się dopiero zacząć...
- Sprowadzili nas do radiowozu. Tam otrzymałem jeszcze kopniaka w brzuch. W krótkich rękawkach, bez butów zostaliśmy zawiezieni na komendę - wspomina Piotr K.
Jego żona także z oburzeniem wspomina chwile spędzone na komisariacie.
- Podnieśli mnie i obcięli mi troczki u spodni. Potem zostałam wprowadzona do celi, razem z pięcioma pijanymi mężczyznami. Tego się po prostu nie da opisać. W celi byłam jedyną kobietą - opowiada Edyta K.
Państwo K. wyszli na wolność następnego dnia. O zachowaniu policjantów natychmiast powiadomili komendanta posterunku oraz prokuraturę. Funkcjonariuszami odpowiedzialnymi za interwencję okazali się Karol Z. i Bogdan I. Komendant wszczął w ich sprawie specjalne śledztwo.
Jedyna nieprawidłowość, jaką stwierdzono w zachowaniu policjantów, to? brak wylegitymowania świadków. Jednak ze względu na wzorową opinię policjantów - komendant odstąpił od wymierzenia im kary.
Karol Z. i Bogdan I. pracują w policji do dziś. Prokuratura nie postawiła im żadnych zarzutów. Postawiła je za to pani Edycie. Zarzuca jej się m. in napaść na policjanta. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)